tag:blogger.com,1999:blog-52191541288947118492024-02-08T06:55:05.711+01:00pobiegnijsylwijahttp://www.blogger.com/profile/06774574686676081127noreply@blogger.comBlogger21125tag:blogger.com,1999:blog-5219154128894711849.post-47453984861850971542015-10-14T09:39:00.000+02:002015-10-14T12:09:25.507+02:00Jak wrócić do biegania po przerwie? <div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Różne są powody, dla których
przestajemy biegać – od kontuzji, po zmianę pracy, przeprowadzkę, chorobę czy
po prostu zwykłe zmęczenie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jak było u mnie? W pewnym
momencie moje życie wywróciło się o 180 stopni. Dużo pracy, dużo nauki, związek.
Najpierw było bieganie kiedy mogłam, czyli deptanie kilometrów bez żadnego
planu. Ale ja lubię mieć plany, jakiś cel. Pobiegłam Półmaraton Warszawski,
zabrakło kolejnego celu, motywacji i chęci samorozwoju. Poświęciłam się
studiom, pracy i swoim w końcu dobrze ulokowanym (odpukać!) uczuciom. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Im wolniej tym lepiej.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie szarżuję. Przez kilka
miesięcy nie biegałam w ogóle. Chyba, że do autobusu. Czasem poćwiczyłam mocne
cardio w domu, poskakałam na skakance, ale na tym koniec. Biegam wolno, bez
zegarka, w tempie konwersacyjnym. Cieszę się każdym kilometrem i powoli
zwiększam objętość. Najpierw było to kilka kilometrów. Długo klepałam krótkie,
mało intensywne biegi. Kiedy zaczęłam czuć się coraz mocniejsza, wróciłam na
swoją Puławską <span style="font-family: Wingdings; mso-ascii-font-family: Calibri; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-char-type: symbol; mso-hansi-font-family: Calibri; mso-hansi-theme-font: minor-latin; mso-symbol-font-family: Wingdings;">J</span>. Z treningu na trening pozwalam sobie na
więcej, zaczynam bieg spokojny przeplatać mocniejszymi akcentami. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<o:p><img src="http://bi.gazeta.pl/im/cd/75/be/z12481997Q,Startowki--buty-do-biegania-za-zawodach.jpg" /></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<o:p><br /></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<o:p><br /></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b>Zawody – największy motywator</b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Powrót do treningów dobrze jest
związać z jakimś celem. U mnie to zawody w Żoliborskim Biegu Mikołajkowym 6 grudnia w Warszawie.
Nigdzie nie jadę, pobiegnę u siebie na miejscu. Na nic się nie nastawiam. Serio.
Chcę po prostu poczuć TĘ szczególną atmosferę, kiedy w jednym miejscu spotyka
się duża liczba biegaczy. Aż mnie ciary przeszły, kiedy o tym napisałam. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie jest to jakiś ekstremalny
dystans, bo tylko 10 km. W kwietniu biegnę Półmaraton, który na stałe wplótł
się w moje biegowe życie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Biegu w grudniu potrzebuję do
tego, żeby przekonać się, że wzięłam się w garść i powracam na salony <span style="font-family: Wingdings; mso-ascii-font-family: Calibri; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-char-type: symbol; mso-hansi-font-family: Calibri; mso-hansi-theme-font: minor-latin; mso-symbol-font-family: Wingdings;">J</span>. Jest to też ogromna
motywacja, aby wyjść z domu, przebiec się z myślą o czekającym starcie. Na mnie
działa to najbardziej.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<o:p><br /></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<o:p><img alt="baner-960x300" src="http://www.biegmikolajkowy.pl/wp-content/uploads/2015/10/baner-960x300-960x300.jpg" height="200" width="640" /></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<o:p><br /></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<o:p><br /></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b>Nie daj się</b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Brak chęci na wyjście z domu, na
założenie biegowych butów, które przez kilka miesięcy kurzyły się w szafce. A do
tego jeszcze świadomość, że kiedyś biegało się szybko, a teraz trzeba wszystko
zaczynać od początku. Ta świadomość utraty kondycji była dla mnie najgorsza. Mimo
wszystko trzeba się zmobilizować. Stało się, nie biegało się, ale nie ma co
siedzieć i czekać na cud. Trzeba to po prostu zrobić. Założyć buty, wyjść,
przebiec się. Ze swojej strony radzę nie myśleć o tempie i ilości
przebiegniętych kilometrów. Dobrze jest wyjść nawet na 15min. Trzeba złamać w
sobie strach, oswoić się z sytuacją, obrać cel i napierać do przodu! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b>Spróbuj z kimś</b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Dobrze jest, kiedy mamy kogoś,
kto też biega. Wtedy motywujemy siebie nawzajem. Jest to super sprawa nie tylko
dla tych, którzy do biegania wracają, ale również dla osób, które swoją
przygodę dopiero zaczynają. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Mi nie zawsze udaje się pobiegać
z Panem K. Pracujemy w różnych godzinach, nie zawsze mamy czas, żeby wspólnie wyjść
na godzinę biegu. Wystarczy od czasu do czasu. Ja np. idę biegać nawet sama,
żeby nie zostać w tyle i troszkę porywalizować ;) <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<o:p><br /></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b>Pamiętaj o rozciąganiu treningu
ogólnorozwojowym</b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Musimy pamiętać o tym, że po
dłuższej przerwie nasze mięśnie są ospałe i mimo tego, że ich pamięć jest
bardzo dobra i progres przychodzi szybko nie wolno zapominać o dbaniu o kości i
stawy. Trzeba się rozciągać, trzeba ćwiczyć stabilizacje i wszystko inne. Bardzo
nie lubię tych ćwiczeń. Nie lubię rozgrzewek, nie lubię rozciągania po i nie
lubię ćwiczyć na macie i z piłką. Mimo wszystko zaciskam zęby, rozwijam matę i
katuję brzuch. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<img src="http://m.jejswiat.pl/fotolia-33101-subscripti-c19be9b,465,310,1,0.jpg" /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<o:p><br /></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Długawo dzisiaj, ale wkręciłam się!
Mogłabym tak pisać i pisać. Czas jednak wrócić do pracy (niestety!). Na razie
jestem na biegowym haju pod tytułem: sport to nie tylko osiągi, to też dobra
zabawa, emocje, cieszenie się każdym kilometrem! I Wam też takiego haju życzę! Na
koniec powiem Wam jeszcze, że z mojego niebiagania ucieszyła się tylko mama i
na razie nic jej nie mówię, że już start zaplanowany i bieganie wróciło! Ha!</div>
sylwijahttp://www.blogger.com/profile/06774574686676081127noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5219154128894711849.post-2110607560790619552015-10-07T13:33:00.000+02:002015-10-07T13:35:17.112+02:00Powroty małe i duże. <div style="text-align: justify;">
Znów log out. Może tym razem się zmobilizuję i będę bloga prowadzić regularnie, chociaż przy moim trybie życia będzie to szalenie trudne. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wypadłam z obiegu. Coś tam biegam, ale na pewno nie jest to konkretny trening. Starty w roku 2015? Jeden. W Półmaratonie Warszawskim Ukochanym. Już teraz mogę powiedzieć że w roku 2016 również będzie grany. Musi być!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Liczę tez na to, że może pobiegnę coś świątecznego w grudniu. Tak sobie po cichu o tym marzę, bo muszę mieć cel - jak nie mam, to po prostu nie biegam. Tak to u mnie działa. Jest cel, jest motywacja są treningi. Nie może zabraknąć żadnego z elementów. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Poza tym nie biegam już tak często sama. Mam towarzysza- partnera i trenera w jednej osobie. Chyba lepiej nie mogłam trafić :). Kiedyś nie lubiłam biegać z kimś, nie lubiłam biegać bez muzyki, nie lubiłam się ścigać na treningach i akceptowałam tylko swoje towarzystwo w trakcie. To było kiedyś. Teraz jest inaczej, jest lepiej. No i nauczyłam się biegać bez zegarka! Ale tak po cichutku powiem Wam, że wrócę do niego, kiedy poczuję, że znów biegam szybko. Bo na razie, kiedy widzę tempo powyżej 5min/ km, to robi mi się słabo. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tęskni mi się cholernie za dawną formą, ale może dobrze zrobił mi taki rest i trochę odpoczynku. Już czuję flow w nogach, październikowe bieganie przy takiej pogodzie kocham. Wystarczy tylko przeżyć zimę ;) </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Poza tym byłam na wakacjach w górach i udało mi się nawet kilka razy wyjść i potruchtać po górkach, co przy mojej obecnej formie było nie lada wyzwaniem. Zwłaszcza po takich górkach i małej ilości snu. Nachodziliśmy się, było super! A Wam (o ile ktoś to jeszcze czyta) obiecuję fotorelację z Zakopanego w przeciągu kilku dni!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Generalnie to - pracuje się, studiuje się, żyje się! Jest fajnie. Prowadzenie bloga, najpierw śniadaniowego, potem tego dawało mi niesamowitą satysfakcję, więc wracam. Idzie mi opornie, ale dajcie mi się rozkręcić. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wiem o czym jest ten post. Wy też pewnie nie wiecie. Trochę tu chaosu dzisiaj. Ale chyba jeszcze nie zapomniałam jak się to robi. A tymczasem wracam do pracy, ale zanim to zrobię poszukam biegu na grudzień ;)</div>
sylwijahttp://www.blogger.com/profile/06774574686676081127noreply@blogger.com1Warszawa, Polska52.2296756 21.01222870000003751.9184766 20.366781700000036 52.5408746 21.657675700000038tag:blogger.com,1999:blog-5219154128894711849.post-75070881091979826552015-04-08T23:30:00.003+02:002015-04-09T00:35:32.344+02:00Log out i X. Półmaraton Warszawski<div style="text-align: justify;">
<b>Nieprzebiegałam zimy</b>. O zgrozo! Człapałam sobie jakieś tam kilometry, do 12 max. Słuchawki w uszach, Puławska znana na pamięć i z zamkniętymi oczami mogłabym powiedzieć, który przystanek mijam. Wracałam do domu, układałam puzzle, uczyłam się, biadoliłam, bo a to kolano, a to kostka. Ach, jak ja uwielbiam moje kontuzje.</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Nuda, nuda. Gdzie się podziało podjaranie samą sobą jaka to ja jestem zajebista, jak łatwo idzie mi bić kolejne życiówki, jak ja to wspaniale biegam i jakie mam piękne słupki na endomondo. Przeszło mi? Już? Co to, ja mam taki staż w bieganiu, że już mi się odechciało? Szybko jakoś. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Żadnego wrażenia nie robiło na mnie to, że w marcu miałam przebiec (przebiegłam, przebiegłam) Półmaraton Warszawski. Przecież ja mam czas, przecież coś biegam, przecież zdążę. I tak oto za poważne treningi to ja się wzięłam pod koniec lutego, a najdłuższe wybieganie zrobiłam na dwa tygodnie przed półmaratonem i wynosiło ono 20km! No świetnie!</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Półmaraton poszedł średnio, a byłam nastawiona, że pójdzie lepiej (ja bym nie była...), do 10 km żarło, potem zdechło, czyli to co zawsze u mnie. Oduczyłam się biegać z kobiecymi przypadłościami, nieprzetrenowana zima dała się we znaki, ale przynajmniej pierwszy raz w życiu siedziałam w środku karetki, ha! I to w połowie biegu, ha! I kiedy tak sobie siedziałam i widziałam jak życiówka mi się właśnie wymknęła, to myślałam w ogóle <b>czy jest sens biec</b>. Po co? Jak nie po życiówkę, to po co? Czy ja w ogóle dam radę? Ledwo łażę. I wtedy odezwała się stara, <b>wybiegana Sylwia</b>, ta, która jeszcze rok temu o tej porze trzaskała trzydziestki po lesie, śmigała drugie zakresy i była pełna życia. Chyba jest jednak we mnie coś niezłomnego, bo kiedy lekarka powiedziała, że mogą mnie odwieźć za 15 min na metę, to podziękowałam i fruu na trasę. Ciężko. Mozolnie. Noga za nogą, krok za krokiem. Prawa, lewa. Skoro nie ma życiówki, to ciesz się biegiem! Nic mnie nie cieszy, pewnie biegnę na 2h!!! (zegarek od początku mi coś przekłamywał, więc się nie sugerowałam). Prawa, lewa. Bardzo ładnie. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Fajnie tak, bez zegarka. Ciekawe, który to już km? Łoo, 13! Brawo ja! Człapię sobie, tunel, 17 km. No i ten podbieg. Nie żebym miała coś do podbiegów. Nawet lubię. Ale jak zobaczyłam ten na 18 km, to myślałam, że stanę i się rozbeczę. Halo, pani doktor, możecie mnie odwieźć. Bluzgam w myślach niemiłosiernie. Jeszcze trochę, prawa lewa i zaraz będziesz na górze. Ufff, jak ja to zrobiłam. Wbiegam na górę, a tu jeszcze gorzej. Wieje jak nie wiem. o borze borze borzenko! Walę to! Prawa, lewa, ale już nie biegiem a marszem. Wszystko mnie boli. Napierdala mnie! Ja tu się wlekę niemiłosiernie i tak boli?! </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
No i 20 km! Ogrom kibiców. <b>Poczułam się jak w Krakowie rok temu na maratonie</b>. Borzesz, ile dają kibice! Najwięcej! Prę, lecę, patrzę na zegar i widzę, że nie jest tak źle, przynajmniej mniej niż 2h! Jeden pięćdziesiąt dwa cośtam netto. Co z tego, że miało być 12 min szybciej, walę to! Nie każdy bieg to życiówka, ha!</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<b>I takim oto sposobem zachciało mi się biegać ponownie. Jestem już!</b> Dalej bez słupków na endo, bo teraz to ja własne obserwacje prowadzę w kalendarzu i skrupulatnie wszystko zapisuję, a za dwa tygodnie biegnę 5 km z okazji biegu wiosennego Grand Prix Pionki i<b> zamierzam się dobrze bawić i nawet trenuję! </b>Bo zajarana jestem strasznie i mam ochotę na mocne treningi i zdrową dietę i będzie pięknie! Pardon, pie<b>n</b>knie. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
No i tutaj też już postaram się być, bo mam fajne książki i coś Wam o nich napiszę, promise! I nie tylko o książkach! O bieganiu moim od nowa! </div>
</div>
sylwijahttp://www.blogger.com/profile/06774574686676081127noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5219154128894711849.post-78004898764072711432014-10-05T21:54:00.000+02:002015-04-09T00:36:00.783+02:00muszę muszę muszę muszę<div style="text-align: justify;">
Gnam. Ciągle i nieprzerwanie - to już wiecie, pisze o tym, za każdym razem, kiedy się tu pojawiam. Niestety ciągle jest mnie tu mało, a pisanie ubóstwiam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Biegłam dzisiaj Biegnij Warszawo, wiecie? Parę refleksji. I z tego biegu i z biegów poprzednich. Z dyszek w sumie, bo takowe biegałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
To nie będzie optymistyczny post, dlatego jeśli nie macie ochoty czytać o porażkach bez wzlotów, to nie będzie mi przykro.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ten rok nie jest dla mnie łatwy, nawet mimo kilku sukcesów. Poprawiłam się w półmaratonie, maratonie, na dychę. Staję na podium, udało mi się wygrać bieg. Czego chcieć więcej, co?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Od pewnego czasu, jakoś od czerwca, biega mi się po prostu źle. Ciągle jestem styrana. Biegam, uczę się, pracuję, gdzieś po drodze śpię. Tak to w sumie wygląda. Jestem zmęczona i już nawet maca i buraki nie pomagają. Ile razy było tak, że beczałam po treningu albo nawet w czasie jego trwania, kiedy mięśnie płonęły żywym ogniem. I to nie był ten ogień, który lubią biegacze. To był ogień zmęczonych, ledwo żywych nóg. Cisnęłam mocno, nieprzerwanie, bo ja się przecież nie poddam. Poprzeczkę stawiałam sobie coraz wyżej, chciałam coraz więcej, wręcz nie dopuszczałam do siebie myśli o tym, że najzwyczajniej na świecie muszę na chwilę odpuścić. Ja?! Ja nie mogę przestać. Ja MUSZĘ cisnąć. Ja muszę pokazać jaka jestem zajebista i jaka to dla mnie pestka. Otóż bieganie to nie jest pestka. Bardzo ciężko jest przekonać swoją głowę, żeby złamać próg komfortu i wzbić się wyżej. Lubiłam to. Ja to dalej lubię, uwielbiam, kocham!</div>
<div style="text-align: justify;">
Ale na trening to ja lubię iść na nogach wypoczętych, a jeśli są już zmęczone, to treningiem dnia poprzedniego, a nie bieganiem po piętrach na uczelni, potem pracą na nogach po kilkanaście godzin. Na początku jeszcze jakoś szło. Było ciężko. Ale myślałam, że nauczę się, pogodzę wszystko, dam radę. Wszystko wskazywało na to, że się uda - pobiegłam maraton w super czasie, pobiegłam dychę w Pionkach w super czasie. Jeszcze wtedy szło. Potem było tak, jak teraz - coraz gorzej, coraz częściej zapominałam o co w tym wszystkim chodzi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Każdy trening zakończony totalnym wycieńczeniem, a tu trzeba znaleźć energię na resztę dnia. Każda myśl o odpuszczeniu zabijana tysiącem innych natrętnych. Wyrzuty sumienia, że jak zostanę dzisiaj w domu, nie zrobię treningu to będzie natychmiastowy spadek formy. Kolejne starty, na których nie potrafiłam dać z siebie wszystkiego i nawet jeśli stałam na pudle, wręczali mi puchar, gratulowali, robili sobie ze mną zdjęcia, to nie potrafiłam się z tego cieszyć. Uśmiech do obiektywu, jest super, jest pięknie. Wracałam do domu, beczałam w poduszkę, jaka jestem beznadziejna. Rano wstawałam i dzień jak co dzień - ledwo żywa na treningu i ledwo żywa do końca pełnego zajęć dnia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jeśli tylko miałam chwilę wolnego, to robiłam zakupy, pranie, sprzątanie, prasowanie. Takie wolne, taka regeneracja.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
O Biegnij Warszawo napiszę tylko, że było super, że jestem chora, ale pobiegłam (bardzo mądrze), że mnóstwo cudownych ludzi i że w końcu wiem, że jak chcę dużo od siebie wymagać i ciągle przeć do przodu (chcę, nie muszę) to muszę dużo sobie dawać. Cierpliwości, zrozumienia dla samej siebie, regeneracji. Że przecież umiem fajnie i zdrowo gotować, a kanapki z szynką (fuj, już nie mogę na nie patrzeć) i gotowe jedzenie z marketu (tortellini ze szpinakiem i ricottą z Lidla, też mam serdecznie dość) stały się codziennością. Zmieściłam się w pierwszej dwudziestce w K20 na takim wielkim biegu i nawet po przeczytaniu sms-a nie zrobiło mi się milej. Wróciłam do domu i od razu powiedziałam sobie, że dłużej nie może tak być. Bez płakania, bez żalu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wieszając dzisiejszy medal spojrzałam na wszystkie. Każdy medal to historia, to wspomnienia, których nikt mi nie zabierze. Nie chcę, żebym ostatnie biegi wspominała jako walkę o przebiegnięcie, o każdy metr. Chcę wspominać jak walkę, ale ze słabościami. Chcę biegać mocno i szybko, bo to sprawia mi niesamowitą frajdę. Ale żeby tę frajdę mieć, muszę nauczyć się odpoczywać. Odpuścić trening. Jeden, dwa, dziesięć. Tydzień, miesiąc. Nie bieganie odpuścić. Trening. Zakładać biegowe buty z otwartą głową pełną pomysłów, co by tutaj pobiegać. Przestać karcić się za zły trening i zły start.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie jestem maszyną, nie jestem najlepsza. Nigdy nie byłam i nigdy nie będę :) Chcę być wystarczająco dobra dla siebie, a niestety/stety mam wysokie ambicje.</div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz wiem, że trzeba szanować siebie, pozwalać sobie na regenerację dłuższą niż pięciogodzinny sen i kąpiele w zimnej wodzie. Że wspięcia na palce w każdym możliwym momencie, że rozciąganie po biegu długie i solidne to nie wszystko. Że trzeba odpocząć, przeleżeć cały dzień w łóżku z książką albo spotkać się w końcu ze znajomymi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przede mną jeszcze jeden start w tym roku - Bieg Niepodległości. Przygotuję się tak, żebym czuła się dobrze psychicznie sama ze sobą. Obiecuję, że nie będę od siebie wymagać niemożliwego, że w końcu się wyśpię. Będę słuchała swojego organizmu, przestanę się katować. Kupię w końcu kartę miejską i przestanę pokonywać każdego dnia kilkadziesiąt kilometrów na rowerze. Wyleczę się do końca i uśmiechnę do siebie w lustrze. Przypomnę sobie, co to znaczy bezstresowe bieganie. I pobiegnę 11 listopada.</div>
sylwijahttp://www.blogger.com/profile/06774574686676081127noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5219154128894711849.post-14398804930273042072014-09-04T06:08:00.000+02:002015-04-09T00:36:09.088+02:00 II Iłżecki Półmaraton Charytatywny - bieg na 10km<div style="text-align: justify;">
Omg, powinniście mnie wychłostać, że tak mało piszę i wgl, same jakieś dziwne podsumowania i relacje. No, ale jestem, żyje, bieganie ani praca mnie jeszcze nie zabiło. Zabija mnie jedynie myśl, że jeszcze tylko wrzesień i zaczynam hardcore ze studiami i będę miała jeszcze mniej czasu, oooooo!</div>
<div style="text-align: justify;">
Dobra, wrzesień jest (gdzie ten lipiec, gdzie ten sierpień?!).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zostaliście wprowadzeni w błąd, w sierpniu wystartowałam w zawodach, co prawda spontanicznie, ale jednak. W dodatku zajęłam pierwsze miejsce, co przyszło mi łatwo i bez spiny, bo to bieg lokalny i nikt mnie nie gonił, od początku do końca biegłam pierwsza i robiłam to tak, jak chciałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Co do zawodów, to odbyły się w Iłży pod Radomiem. Rodzinne miasto mojej mamy, mieszka tam jej siostra i dlatego też mocno się stresowałam, że będzie masakra, pobiegnę jak kretynka, zgubię się (ojezusie moja zmora na lokalnych biegach, zawsze jęczę, że się zgubię) i wgl będzie do kitu. Na bieg dodatkowo się spóźniłam, bo organizacja czasu i synchronizacja go z innymi zdarzeniami danego dnia jest moją piętą Achillesową i tym razem też tak było. Ale nie zagłębiajmy się w to, bo nikt nie chce czytać o tym jak to Sylwia już prawie mdlała w samochodzie na myśl o tym, że nie zdąży na bieg. Pobiegła - tego się trzymajmy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Biegi były dwa - połówka i dycha. Ja na dychę. Ja!! Ta, która zawsze wybierała odważniejsze opcje, gardząc dystansem, który liczył mniej kilometrów. Otóż wszyscy startowali razem, potem połówka zmieniała trasę czy coś (nie wiem, bo się spóźniłam). Nie chcecie wiedzieć jaka byłam przerażona. Poziom hard, obłęd w oczach, już nawet nie myślałam o tym jak ja pobiegnę tę dychę bez rozgrzewki, tylko o tym, czy nagle nie wyląduję gdzieś w zaroślach czy innej rzece, jeśli pomylę trasę. Oczywiście nie wiedziałam, kto na dychę, kto na połówkę, bo przecież nie miałam czasu się zorientować w tej kwestii. Kosmos jakiś, mogiła i wszystko naraz. O tym ile bluzg przez moją głowę przeleciało nie będę wspominać. Oraz o tym, że po stokroć przysięgłam sobie, że biegi lokalne nie są na moje nerwy i same masówki od tej pory, za tłumem jak w dym. No, w trakcie mi przeszło, no.</div>
<div style="text-align: justify;">
Otóż na każdym rozwidleniu drogi stali panowie strażacy, którzy to zawsze na moje przerażone "GDZIE NA DYCHĘ?!?!?!" pokazywali zgodnie jeden kierunek (w sumie tylko taka blondynka jak ja pobiegłaby gdzieś indziej, skoro tylko jednego z kierunków nie blokował wóz strażacki, anyway). Biegłam sobie, fajnie, pod górę ciągle, trochę narzekałam, ale jak na drugim okrążeniu powiedzieli mi, żem pierwsza, to już wszystko mi było jedno, byle tylko nie dać się wyprzedzić (o życiówce zapomniałam po 3 km...). Ale im częściej odwracałam się do tyłu, tym mniej ludzi widziałam, a już na pewno żadnej kobiety. Dlatego bez spiny spokojnie, co by ładnie i świeżo na metę wbiec, a nie jakbym walczyła o życie (#kobietaświatowa).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Fajnie, super, a już na 9km, gdzie kibicie mi klaskali i już gratulowali to normalnie frunęłam. Mimo zmęczenia i bolących nóg, to pędziłam jak strzała, bo oni mnie nieśli. Ach, mówię Wam, wszystkim polecam, od tych emocji mam do tej pory ciary na plecach, mrau. Ach, te gratulacje od tylu ludzi po przekroczeniu mety, te krzyki i ten doping, awww!!! Piękne piękne piękne i dla takich chwil się trenuje.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pudło zawsze cieszy, ale przy takim aplauzie, przy świadomości, że jest się pierwszą open i wszystkie oczy (i aparaty i kamery i wgl gdzie był TVN?!) skierowane są na Ciebie, to po prostu <b>FEEL LIKE A STAR. </b></div>
<div style="text-align: justify;">
I nieważne, że konkurencja słaba, że bez życiówki, że trasa tylko dziesięć km (nędza) a tak mnie sponiewierała. Nic nie było ważne, nie zrobiłam nawet rachunku sumienia, gdzie popełniłam błąd i co mogłam lepiej. Endorfiny wzięły górę nad wszystkim. Pierwsza w open! I to od początku do końca (zainteresowanym, adres do wysyłania gratulacji, prześlę mejlem (; )!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jak się biegnie taki bieg, gdzie przed 5km mówią Ci, żeś pierwsza? Ciężko. Ciężko ze względu na ciężar psychiczny i fizyczny. Fizyczny to dlatego, że przede mną biegły same koksy, których czasy były dla mnie niedostępne, albo ktoś daleko za mną. Żadnych męskich pleców przede mną, które to by mnie ochroniły przed wiatrem i widokiem czyhających podbiegów. Ech. Nie miałam się za kim schować, biegłam sama i w pewnym momencie zrobiło mi się trochę smutno nawet. Tu zawody, a ja sama. Sama to ja jestem na treningach. Do tego ciągle pod górę, a ja wgl nie mam styczności z podbiegami (te żale i narzekania, aj noł, aj noł). Jednak panorama miasta widzianego z góry była powalająca i chociaż na chwilę odrywała mnie od głupich myśli. O matko, ile ja rzeczy rozkminiam podczas biegu! Aż się dziwię, że nie mam jeszcze kwadratowej głowy od tego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Organizacja całkiem najs, chociaż przedłużanie dekoracji wcale ładnie nie wyszło, bo większość poszła do domu. Dobra, nie smęcę. Pięknie kilometry oznaczone, wręcz co do metra, a ja bardzo to lubię, kiedy ktoś dba o takie rzeczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wiem, że brzydko, post bez zdjęć, ale jest po 5 rano, ja za chwilę muszę wyjść z domu i nawet nie mam czasu takowych poszukać. Postaram się zrobić edit.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
PS PS PS! Post o podsumowaniu sierpnia zrobię, promise!sylwijahttp://www.blogger.com/profile/06774574686676081127noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-5219154128894711849.post-66429926423090250992014-08-10T21:29:00.002+02:002015-04-09T00:36:50.811+02:00podsumowanie lipca 2014<div style="text-align: justify;">
10 sierpnia brzmi słabo jak na podsumowanie lipca, ale takie życie drodzy państwo.</div>
<div style="text-align: justify;">
Otóż lipiec był biegany oczywiście, ale czasami naprawdę muszę wiele poświęcić, żeby iść na trening, chociażby sen.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kilometraż się zmniejszył - 200km w lipcu - i tym razem nie będę nad tym płakać, bo docelowymi dystansami, do których się przygotowuję są piątki i dychy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chcę się nauczyć utrzymywania mocnego tempa na krótkich dystansach, radzenia sobie z ogromnym zmęczeniem jakie ono niesie. Tak, dla mnie większym poświęceniem jest bieganie 10km bardzo szybko niż utrzymanie tempa powyżej 5km/km na maratonie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Do maratonów oczywiście wrócę, wcześniej czy później. I wiem, że przyjdzie mi to łatwiej, kiedy nabiorę wytrzymałości i złamię granicę komfortu. Bo tylko wtedy można coś osiągnąć - wychodząc poza przyjemne i lekkie bieganie. Jeszcze bardzo dużo przede mną, mam już lepszy czas reakcji, nie analizuję tyle, nie czekam na rozkręcenie się podczas treningu i osiągnięcie docelowego tempa, na którym potem pracuję, tylko od razu startuję mocno i to jest baza.</div>
<div style="text-align: justify;">
Na razie jest to dla mnie świeże i nowe. A już treningi, na których kręcę dwieście metrów jest totalnym kosmosem (ale coraz bliżej mi do niego).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1htJt0INkKSugZMtkHGbxqXEj_V6-dLx2ZqUxTVnUAh7zB1mdAxJAU13Kq2LAUtXplqsTt_xLjnX1tz68bmEaVCgq7Ys4PXD6rAPEzywLkaqIRqAysVm2qxH6PYmW1VtIjl63o5OzlOc/s1600/lipiec+2014.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1htJt0INkKSugZMtkHGbxqXEj_V6-dLx2ZqUxTVnUAh7zB1mdAxJAU13Kq2LAUtXplqsTt_xLjnX1tz68bmEaVCgq7Ys4PXD6rAPEzywLkaqIRqAysVm2qxH6PYmW1VtIjl63o5OzlOc/s1600/lipiec+2014.png" height="230" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Do łask wrócił mój bajk, którym to już drugi miesiąc jeżdżę praktycznie codziennie (praca/zakupy/znajomi).</div>
<div style="text-align: justify;">
Szczerze mówiąc, to nie wiem, czy ma on jakiś wpływ na moje bieganie, wiem, że zakresy mają wpływ na kręcenie pedałami. Mówię Wam, wracanie rowerem ze stadionu, gdzie trzeba wjechać pod niekończącą się górę (tak, u mnie, góra = PODBIEG!! AAA!), jest nie lada wyzwaniem i za każdym razem pedałując na najlżejszej przerzutce modlę się, żeby nie stoczyć się do tyłu. Jak na razie mission completed.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Staram się trochę w tym pędzie odpoczywać, trochę się rozciągać, trochę po prostu żyć. Cały czas bardzo ubolewam nad tym, że nie mam czasu na trening ogólnorozwojowy. A piłka do pilatesu, którą ostatnio zakupiłam w Decathlonie cierpliwie czeka. Niestety nie można mieć wszystkiego i moja doba też trwa tylko 24h.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Sierpień jest czysto przygotowawczy pod dwie dychy we wrześniu. Cieszę się, bo już pozytywnie odczułam jak zeszła ze mnie presja związana ze startami. Pojawia się oczywiście nowa, żeby ładnie się przygotować na wrzesień, ale to akurat dobra presja. Motywacja na nią mówią ;)</div>
sylwijahttp://www.blogger.com/profile/06774574686676081127noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5219154128894711849.post-27291092561233209632014-07-31T22:32:00.000+02:002015-04-09T00:37:10.097+02:00XXIV Bieg Powstania Warszawskiego <div style="text-align: justify;">
Relacja dzisiaj. Od razu napiszę, że nic na tym biegu nie ugrałam. Życiówki z Pionek nie poprawiłam (sic sic!). Pobiegłam trochę jak czołg - 47 min (:OOOOOOOOO). W trakcie biegu 4 razy się zastanawiałam jak zrobiłam życiówkę w Pionkach i doszłam nawet do wniosku, że jestem mistrzem treningu, gdzie czasy kręcę całkiem najs.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Od początku. Jakieś fatum ostatnio nade mną krąży, bo co bieg, to ja chora. Tym razem padło na żołądek i chyba 15 minutowe szukanie toalety. Nic przyjemnego, mówię wam, dlatego nie zagłębiajmy się w temat.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: justify;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhd2zRx4JW2Z1xRAXp77bqGj8hkF6gcGSUni8DpzQzC1rFMgmo7X-AdmpWCZHh9aNw6ALHvjPEmLjKraSvK5PlRlGEANJ_Tsp9PldgwmNwJkkYu52fiRdJExuIgv_psV56VEE46SseHD7w/s1600/2014-07-31+10.13.20+1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhd2zRx4JW2Z1xRAXp77bqGj8hkF6gcGSUni8DpzQzC1rFMgmo7X-AdmpWCZHh9aNw6ALHvjPEmLjKraSvK5PlRlGEANJ_Tsp9PldgwmNwJkkYu52fiRdJExuIgv_psV56VEE46SseHD7w/s1600/2014-07-31+10.13.20+1.jpg" height="400" width="300" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">przed startem, banan pod pachą, te zmęczone oczy<br />
mówią same za siebie</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Start zaczynał mi się o 21 (był jeszcze bieg na 5km, start 20:40). Ja już chyba nie umiem biegać wieczorami, serio. Tak się przestawiłam na poranne treningi, że wieczorem nogi przestawiają mi się na tryb off. Do tego doszło zmęczenie po całym tygodniu, stres. Głowa była ciężka i dobrze, że byłam z Niną i trochę pożartowałam, bo bez niej chyba bym się rozbeczała przed startem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przez pierwsze 5 km żarło, potem zdechło, także wszystko w temacie. To był ciężki bieg i psychicznie i fizycznie. Chyba za dużo od siebie wymagam, za bardzo się spinam, a potem zjada mnie stres. Muszę nauczyć się opanowywać emocje, więcej odpoczywać i startować w pełni sił.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przez ostatnie dwa km biegłam koło super suczki i jej pana. Wiem, że dla niektórych niezrozumiała jest moja podjarka, ale przez całe biegowe życie, truchtałam z własnym psem, także widok owczarka niemieckiego, posłusznego i czerpiącego radość z biegu ze swoim panem był naprawdę rozczulający.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: justify;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEheKKFI5Fst_QhwJDW8VspkhF5LXtHQP4sO-9eLe_N7pSWubFTp-d9It2UFD7vT7-JKeOB4zS7R_I1zay7mS742d-iZ7xJmywctb_p1vCtxW14uhvQhMuUX1AdgEQn_dNm5496Z1N5otJM/s1600/bbbbb.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEheKKFI5Fst_QhwJDW8VspkhF5LXtHQP4sO-9eLe_N7pSWubFTp-d9It2UFD7vT7-JKeOB4zS7R_I1zay7mS742d-iZ7xJmywctb_p1vCtxW14uhvQhMuUX1AdgEQn_dNm5496Z1N5otJM/s1600/bbbbb.jpg" height="400" width="307" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">źródło: http://tvnwarszawa.tvn24.pl/</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Co do trasy nie mam zastrzeżeń, bardzo szybka, na pewno nie jeden wykręcił piękny czas (jak widać mi one przychodzą w trudnych leśnych warunkach, taki mój los). Całość składała się z dwóch pętli (na dychę) lub jednej (na piątkę). Przed startem odśpiewaliśmy dwie zwrotki hymnu (love, uwielbiam takie akcje).</div>
<div style="text-align: justify;">
Biegłam w białej koszulce z maratonu majowego, bo jest ona najlżejsza i szczerze przyznam, że trochę się zawiodłam na koszulce na 70. rocznicę wybuchu powstania. Nie rozumiem zamysłu autora zupełnie. W zeszłym roku była zdecydowanie lepsza, mimo, że tylko w męskiej rozmiarówce. Medal też mnie nie zachwycił, ale dla gadżetów się nie biega, dlatego to tak na marginesie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oczywiście wiem, że nie każdy bieg, to życiówka, no raczej, że tak, przecież do końca życia nie będę na każdym biegu poprawiać czasu. Za nudno by było, co? ;)</div>
Trochę sentymentalnie było, biegłam już ten bieg w zeszłym roku, to był mój pierwszy start z Garminem wtedy. Ach, wspomnień czar, łezka w oku się kręci.<br />
<br />
<br />
Nie jestem z siebie zadowolona, wiadomo, ale już mi przeszło, nie bluzgam, nie narzekam, trenuję dalej. No przecie.<br />
Dobrze, że jeszcze kilka dziesiątek przede mną, bo! Nie biegnę maratonu *muzyczka ze Szczęk*. To była trudna i bolesna decyzja, trochę mnie rozstroiła, bo została podjęta jakby nie przeze mnie. Przecież ja kocham maratony! To człapanie jest najpiękniejsze na świecie. Ale trzeba się zdecydować, czy zamulanie w maratonach czy poprawa wyników na krótszych dystansach a potem przyatakować 42 km.<br />
Ale o zmianach i tym podobnych rzeczach postaram się wam napisać coś więcej w kolejnym poście.sylwijahttp://www.blogger.com/profile/06774574686676081127noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5219154128894711849.post-59397912031652097972014-07-17T09:44:00.000+02:002015-04-09T00:37:00.565+02:00praca a bieganie<div style="text-align: justify;">
Trochę mnie tu nie ma co? Nie ma mnie też w wielu innych miejscach, w których chciałabym być, ale obowiązki zmuszają mnie do pracy po 10h na nogach w gastro i czasu dla siebie równego zeru. Bieganie zeszło naprawdę na drugi plan, o blogu nie wspomnę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ostatnio moje bieganie to ciągłe próby. Testuję się, staram przyzwyczaić do biegania na ciągle zmęczonych nogach. Już wiem, że kiedy pracuję do 23, a następnego dnia rano chcę przed pracą zrobić trening, to muszę zjeść porządne śniadanie, odczekać swoje i dopiero wtedy iść biegać. Żadne tam banany, czy wafle ryżowe z dżemem nie wchodzę w grę przed bieganiem rano. Opadam z sił szybciej niż szybko i udręką staje się każdy kilometr.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Szukałam swojego "czasu", najodpowiedniejszego momentu na godzenie biegania i pracy i chyba ranki sprzyjają mi najbardziej. Chociaż taka dumna z siebie samej jestem, bo wczoraj wróciwszy do domu po pracy wieczorem, zjadłam 3 banany, odczekałam aż żołądek sobie z nimi poradzi i fruuu na stadion. Zrobiłam fajny trening w najs czasie. W trakcie zrobiło się ciemno i troszkę zwolniłam (bo przecież to nie zmęczenie, nie!), bo bałam się, że wygrzmocę się solidnie i nikt mnie nawet nie odnajdzie na tylko w połowie oświetlonym stadionie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiWiMsl1FDco_FThboYtxK4iwhrD5-ytnb4GLLLoT6je5SVW5-wqWMuak-32N5kcCpySw7r7oNttjxOXCy-zX_upmCbhwKnNk21_SFpwjtbcWsKqMUd7rYwsuf1Coek35QnuNdtweSEAoA/s1600/16,07,14.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiWiMsl1FDco_FThboYtxK4iwhrD5-ytnb4GLLLoT6je5SVW5-wqWMuak-32N5kcCpySw7r7oNttjxOXCy-zX_upmCbhwKnNk21_SFpwjtbcWsKqMUd7rYwsuf1Coek35QnuNdtweSEAoA/s1600/16,07,14.png" height="332" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Taki trening wczoraj. Nie, nie biegałam stadionu na skosy, to mój Garmin tak pięknie łapie satelity, zuch chłopak ;)</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W końcu udało mi się odwiedzić las (love love) i wybiegać 16 km, czyli coś więcej niż dychy i dwunastki, które to przewijają się ciągle.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jak sobie radzę ze zmęczeniem? Staram się spać, staram się rozsądnie jeść (maca, jagody goji, nasiona chia - te superfoods naprawdę działają!). Regeneruję się biorąc zimny, a nie gorący prysznic i wam też polecam, po pierwsze w lato przyjemniej, a po drugie wasze mięśnie będą w siódmym niebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Były momenty zwątpienia, były nieudane treningi, w których skracałam dystans, bo zwykłe rozbieganie było koszmarem. Ani razu na szczęście nie przeszło mi przez myśl, żeby dać sobie spokój, że studia, że praca, że nie mam czasu. Że zamiast wolny dzień przeznaczyć na jakiś łomżing galopuję do lasu, żeby poszczerzyć się do innych biegaczy. Takie życie ;) Wierzę mocno w to, że musi być tylko lepiej, że zaczynam godzić obowiązki z treningami i coraz śmielej patrzę w przyszłość.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh16V7lOWgkKLVy3YyvvkJ-C6Q3mA7hIt0mE404-qgtGUEi7iK2G_Q47EMsoT67AsP5rj5p7-1ZWBp22YXowvzoEf1HSbKTjATDQJ3JwIH2zKyMhA-b759Sr0Xf6qPC-kofTWHzGKVPrs4/s1600/IMG_20140712_161412.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: justify;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh16V7lOWgkKLVy3YyvvkJ-C6Q3mA7hIt0mE404-qgtGUEi7iK2G_Q47EMsoT67AsP5rj5p7-1ZWBp22YXowvzoEf1HSbKTjATDQJ3JwIH2zKyMhA-b759Sr0Xf6qPC-kofTWHzGKVPrs4/s1600/IMG_20140712_161412.jpg" height="320" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Na dowód tego, że się nie poddaję, selfie zrobione minutę po tym jak weszłam do domu. Zakresy (sobotnie, 12 lipca) kręciłam w ulewie, ale ten diabelski uśmiech mówi sam za siebie ;)</div>
sylwijahttp://www.blogger.com/profile/06774574686676081127noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-5219154128894711849.post-17328746837726810112014-07-01T11:40:00.002+02:002015-04-09T00:37:19.543+02:00podsumowanie czerwca 2014<div style="text-align: justify;">
Tak naprawdę to nie ma co tu podsumowywać. Czerwiec był kompromitacją na całego, brr!</div>
<div style="text-align: justify;">
W czerwcu się ładnie pochorowałam i od 14 (dwa tygodnie już, szlak!) biegałam tyle co nic albo nawet nic. Na liczniku ledwie!! 145 km i jak wchodzę na statystyki na endomondo to dostaję zawału. Za każdym razem. Kwiecień był mega mega dobry, maj był dobry, czerwiec był tragiczny. Od kilkunastu dni czuję się jak narkoman na odwyku. I uwierzcie mi, całe to siedzenie na dupsku już mi bokiem wychodzi dosłownie. Bo to co mi się odłożyło tu i tam to moje, nie? W domu wysprzątałam już wszystko co się dało i nic nie mogę teraz znaleźć *perfekcyjna pani domu*. Odkryłam też, że mam fajne urządzonko do spieniania mleka w kawie, które już przetestowałam, majestatycznie rozchlapując połowę kawy na ścianach, podłodze i sobie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wczoraj miałam zakończyć miesiąc treningiem i nic z tego, bo kiedy postanowiłam już wyzdrowieć, wypocząć i zatęsknić jak cholera, postanowiło cały dzień padać. Bożesz, jaką żółć dzisiaj z siebie tu wylewam, normalnie się nie poznaję ostatnio, chyba muszę zjeść snickersa, bo zaczynam gwiazdorzyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jedyne co dobrego było w czerwcu to start na dychę i to uczucie, że jednak mogę biegać całkiem szybko.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
No to jaki ma być lipiec? Wybiegany oczywiście, bez chorób oczywiście, z flow oczywiście.</div>
<div style="text-align: justify;">
Poza tym startuję na dychę 26 lipca, zamierzam się przyłożyć na treningach. No i maraton jesienny, też zamierzam się przyłożyć. Nie wiem, kurde nie wiem, jakiś mętlik w głowie mam. No bo! Albo dycha, albo maraton, nie? Tym bardziej, że 3:39:12 na maratonie zobowiązuje, żeby trochę lepiej pobiec Wrocław. 44 minuty na dychę też zobowiązuje. No i po co Ci Sylwia było takie szybkie bieganie?! (Oczywiście to szybkie z przymróżeniem oka proszę czytać, ja wiem, że ze mnie żaden boss).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pozdrawiam Was biegowo, bo dzisiaj już bieganie będzie (motyle w brzuchu, jaranko na całego, och, ach!).</div>
sylwijahttp://www.blogger.com/profile/06774574686676081127noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5219154128894711849.post-49850075463999156662014-06-24T12:43:00.000+02:002015-04-09T00:38:53.249+02:00o tym, jak przeceniłam się najbardziej na świecie<div style="text-align: justify;">
Chyba będzie pierwszy smutny wpis.</div>
<div style="text-align: justify;">
Znaczy, postaram się, żeby taki nie był, chociaż do tej pory jak sobie przypomnę o niedzieli to mi cholernie smutno i zła jestem na samą siebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zawsze wszystkim powtarzam, że mój optymizm mnie kiedyś zabije. Wam też to mówię. Naprawdę tak będzie. Otóż, od zeszłej niedzieli, po GP Pionek rozchorowałam się. Trochę kichania, trochę kaszlu, trochę łamania w kościach. No i to zajebiście bolące gardło. Ale ja, jak to ja. Olałam sprawę. We wtorek było dosyć mocno źle, nie poszłam na trening, bo ledwo dawałam radę wyleźć z łóżka. Myślałam: phi! Dzisiaj poleżę i będę jak nowa.</div>
<div style="text-align: justify;">
No nie do końca. W środę chciałam iść już biegać, chociaż głowa bolała, gardło bolało już bardziej niż zajebiście. Przebrana w sportowe cichy wypędziłam z domu i co...? Ze spuszczoną głowa wróciłam do mieszkania. Głowa bolała jak diabli, nasilając się przy każdym uderzeniu stopy o ziemię. Popijałam wszystkie domowe specyfiki na przeziębienie, nie myśląc nawet o pójściu do lekarza. W środę byłam już zdesperowana naprawdę. Jak to, trzeci dzień bez biegania....? Jak to? Wieczorem głowa przestała boleć, jedynie to gardło... Kładąc się spać myślę: jutro jest Twój dzień Sylwia. Biegasz!</div>
<div style="text-align: justify;">
Stęskniona byłam już niesamowicie, chciałam naprawdę chciałam baaardzooo pobiegać. Aż o 3 w nocy się już obudziłam ;) (Nie, nie poszłam o tej godzinie biegać).</div>
<div style="text-align: justify;">
Zrobiłam na stadionie trening w czwartek i wręcz dumna z siebie byłam, bo miałam wrażenie, że lepiej zaczyna mi się oddychać, endorfiny, wszystko na raz.</div>
<div style="text-align: justify;">
Piątek - sobota. Zdychałam. Straciłam głos, spuchła mi prawa część szyi (powiększony migdał jak dowiedziałam się w poniedziałek). Schylanie się wiązało się z okropnymi zawrotami głowy. Piątek wieczór myślę intensywnie o półmaratonie niedzielnym. Nie chcę nawet przez chwilę dopuścić zdrowego rozsądku do głosu. Ja? Ja nie pobiegnę?! W sobotę czuję się mocno osłabiona, ale wmawiam sobie, że to już końcówka choroby. Wieczorem leci mi krew z nosa, gardło dalej spuchnięte, dalej nie mogę mówić. Nic sobie z tego nie robię, pakuję ostatnie rzeczy i idę spać. Przecież ja jutro pobiegnę!! Muszę!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Niedziela, wstaję rano. Nie zwracam nawet uwagi na to jak się czuję, myślę tylko o starcie, o tym, że przecież to nie są moje pierwsze zawody w tym roku, że tydzień temu biegłam dychę, mam nową życiówkę, że może by tak zawalczyć o nową na połówce. Przecież jestem przygotowana, trenowałam, dam radę!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Rozsądku wróć</div>
Już na rozgrzewce jest mi zimno a pocę się jak mysz. Spotykam znajomych, gadamy, pytają co mi jest, że niewyraźnie wyglądam, że mam dziwny głos. Śmieję się i mówię, że to nic. No nic, a jakże, co z tego, że ledwo mówię, szyja dalej opuchnięta. Co z tego?! Przecież nogami się biegnie a nie gardłem, right?!<br />
Staję na starcie, nie czuję adrenaliny, chcę żeby się zaczęło, bo coraz bardziej mi zimno.<br />
<br />
Pierwszy, drugi kilometr jeszcze jakoś biegnę. Co prawda szarpię się z tempem, ale udaje mi się je jako tako utrzymywać. Jest chłodno, czuję jak przy każdym oddechu gardło przypomina o sobie bardzo. Staram się o tym nie myśleć. 3, 4 km punkt odżywczy, mały łyczek wody przetrzymany w ustach, żeby się ogrzał i lecę dalej. Średnie tempo 4:38/km i coraz trudniej mi się oddycha. Do tego wieje. Nie mam się za kim schować. Zaczynam podejrzewać, że zrobiłam bardzo źle startując w Radomiu. Wraca rozsądek, szkoda, że nie dałam mu szansy zaistnienia wcześniej. Raz mi zimno, raz gorąco. Biegnę. Do 8 km, gdzie przez ściśnięte gardło nie chce przejść nawet odrobiona powietrza. Schodzę na pobocze. Jeszcze przez chwilę karmię się nadzieją, że za chwile mi przejdzie. Nie przechodzi. Co czuję? Pustkę. Na razie nie ma żadnych emocji. Jeszcze do mnie nie dotarło, że właśnie skończył mi się bieg, że ja już tam nie wrócę, nie zrobię ani jednego kroku więcej na trasie.<br />
<br />
Przegrałam ten bieg nie wtedy, kiedy zeszłam z trasy. Przegrałam go już w niedzielę rano, kiedy wsiadałam do pociągu. Przeceniłam swoje siły niesamowicie. Kiedy odczytuję wiadomość na facebooku: "no i po co Ci to Sylwia było?" dociera do mnie jaka jeszcze jestem głupiutka i nie znam życia. Taka chciałam być niezniszczalna. Jest mi źle. Naprawdę źle, ogarnia mnie totalna bezsilność, rozżalenie. Wstyd!<br />
<br />
Radom utarł mi nosa i bardzo bardzo dobrze. Nareszcie ktoś to zrobił.<br />
Nie każcie mi iść do lekarza, już to zrobiłam, angina i zapalenie migdałka się leczą.sylwijahttp://www.blogger.com/profile/06774574686676081127noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-5219154128894711849.post-30260160103120139252014-06-16T12:41:00.002+02:002015-04-09T00:39:05.311+02:00Grand Prix Pionki, 10 km. Bieg w trupa.<div style="text-align: justify;">
Było w trupa! Umarłam bardziej niż na maratonie, przysięgam. Co prawda dzisiaj (dzień po) funkcjonuję normalnie i nie boli mnie prawie nic.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jako, że były dwa biegi na dystanasie 5km i 10km moja serce kierowało się ku temu dłuższemu biegowi. No i ja nie lubię biegać piątek. Z cała pewnością stwierdziwszy, że lubię dłuższe dystanse, nie będę biegła pięciu km, która to trzeba cisnąć od początku do końca i umieranie na mecie gwarantowanie. Ale sobie zrobiłam w niedzielę. Otóż na dychę również umarłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pierwszy raz od baaardzooo dawna miałam okazję pobiegać po lesie (wreszcie!). Niestety nie wiem jaki ten las był. Czy fajny czy nie. Wiem, że dużo piachu było, trochę błota i trochę kałuż. Poza tym, byłam absolutnie skupiona na biegu, na tym, żeby w miarę tempo trzymać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Biegowe rozkminy</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Boję się. Jestem lekko przeziębiona, bolą mnie mięśnie, w dodatku ostatnio biega mi się po prostu źle. Nie mogę się rozbujać po maratonie i nie ma już flow (chyba po tym przetarciu na dychę już jest). Myśli miliard. Nie umiem już biegać na krótkie dystanse. Sylwia, co Ty robisz. Miesiąc temu biegłaś maraton, zaczęłaś ten sezon od półmaratonów. Dychę ponad pół roku temu biegłaś. Co robić, co robićcorobić! Te rozkminy! Pogoda za to jest cudowna i nie muszę się martwić. Środek czerwca a tu 15 stopni, bez słońca. Czad! Tak to ja uwielbiam :)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Mądra Sylwia</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Stojąc na starcie pouczam samą siebie w głowie: TYLKO NIE WYSTARTUJ SZYBKO SYLWIA. Mądra jestem, przecież już nie raz doświadczyłam biegowego haju, gdzie pierwsze kilometry frunęłam niczym Kenijczycy, a potem zostawałam sprowadzana na ziemię i w tempie żółwia lądowego przemierzałam trasę modląc się, aby babcie z kijkami mnie nie wyprzedziły. Odliczamy od 5, start i Sylwia jak w dym. Na początku trochę wolno, potem wyprzedziłam kilak osób, utorowałam sobie własne miejsce i jazda. Znów to zrobiłam! Głowa nawet nie protestowała, bo nie miała kiedy. Racjonalna ja przyglądała się z boku kręcąc głową z miną "będziesz tego żałować". Po 4 min i 13 sekundach, w których to zamknął mi się pierwszy kilometr pożałowałam. Już wtedy wiedziałam, że powinnam na pierwszym dać sobie luzu, żeby potem móc podkręcić. Ja się NIGDY tego chyba nie nauczę. Gdybym biegła 5km to spoczko. Można tak cisnąć. Ale nie na dychę, no way.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Ścigaj się</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Jestem trzecia. Jestem trzecia do drugiego kilometra z dużym hakiem. W pewnym momencie wyprzedza mnie dziewczyna, która zachrzania! Naprawdę ciśnie. Ma jakieś 50 metrów przewagi. Chcę wyć. Przed trzecim kilometrem na podbiegu mam ochotę powiedzieć "pierd(tyrtyrtyry) to" i zejść. Boli mnie gardło, mam katar. Tak szybko jak o tym pomyślałam, tak przycisnęłam troszkę i biegnę dalej. No co zrobić, no co. Trza biec. 4 km, moja rywalka jest tuż przede mną i wyraźnie zwolniła. Jesteśmy na jakiejś otwartej polanie, wieje, chowam się za jej plecami podstosowuję się pod jej tempo (że nieładnie tak?). Stwierdzam po chwili jednak, że dobra. Co będzie to będzie. Jak się ścigać to ścigać a nie biec za przeciwnikiem i jak się zmęczy dopiero go wyprzedzać. Fair play i te sprawy. Wyprzedzam ją i od tego momentu znów do samego końca biegnę na trzeciej pozycji. Na 8 kilometrze umieram już bardzo. Wieje znów, zakopuję się w piachu i modlę, żeby nie wygrzmocić się i nie stracić zębów (mission completed, zęby całe, nic nie skręcone).</div>
<br />
<b>Jak umierać to do końca</b><br />
9 km i nie ma zmiłuj. Przyciskam. Wiem, że będę umierać bardzo. Widzę gdzieś Kubę, który jak przystało na dobrego trenera ( ;> ) dopinguje mnie bardzo i każe jeszcze gonić zawodniczkę na drugiej pozycji (haha!). Szansa, aby ją wyprzedzić przepadła wraz z ósmym kilometrem. Bożesz, jak było strasznie tą końcówkę zrobić. Bluzgi rzucałam takie, że do tej pory mi wstyd. Tempo było zawrotne i aż szkoda, że nie było pełnej dychy na zegarku (9,92km mi Garmin pokazał), bo miałabym piękną nową życiówkę na tysiąc metrów. No i chyba bez zającowania Kuby nie dałabym rady tak szybko na końcu biec. Mój finisz do mety nie zaczął się w momencie, kiedy ją (metę) zobaczyłam, tylko jakieś 300 m wcześniej.<br />
<br />
<b>Z czasem 43:46 </b>(a oficjalnym 44:00 brutto) przekraczam<b> metę.</b> Kilka kroków i na kolana. Potem z kolan na twarz. Obożesz jak wtedy umierałam. Mega mega mega bardzo. Jeszcze nigdy tak nie umarłam po biegu. Niesamowite uczucie.<br />
<br />
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym była w 100% z siebie zadowolona. Oczywiście muszę przeanalizować co by było gdybym zrobiła wolniej pierwszy kilometr a następne szybciej. Co by było gdyby... Ach. No i szkoda, że trasa bez atestu, bo oficjalna życiówka, nawet ta brutto byłaby ładna. Ostatni raz na dychę startowałam w ubiegłym roku w listopadzie w Biegu Niepodległości i również biegłam mocno. Zrobiłam w 47 min z hakiem ten dystans. Na trasie z atestem, szybkiej. Progres. Chyba mam się z czego cieszyć co? :)<br />
<br />
Ach, no i żeby pudłowej tradycji w Pionkach stało się zadość: <b>3 miejsce open</b>. Dostałam piękny drewniany medal i przewodnik po Puszczy Kozienickiej. Well done.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEir9g_pyQyuNlh_XC3SD_M6zUrnYkMhdayStT4Awh9bAfQ9-wrj5T0n4f9JPfzc7caVegNJDmfqAeA68RLD0T00X6dWAauh7WFWoLTD4lpCppe9sLscVjT4XzpW6y3-_GEmuMPqS8ty_tA/s1600/IMG_7114.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEir9g_pyQyuNlh_XC3SD_M6zUrnYkMhdayStT4Awh9bAfQ9-wrj5T0n4f9JPfzc7caVegNJDmfqAeA68RLD0T00X6dWAauh7WFWoLTD4lpCppe9sLscVjT4XzpW6y3-_GEmuMPqS8ty_tA/s1600/IMG_7114.JPG" height="265" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjW3x91keVE5pJXv5AzGgqLuAbC0UJTrcoNGxVCoDZyxuq0vJ4hHO40sGeW07R2xS3-ZnOKWmwSHxNRegG9iuOpNQcNtGvALICUvNtGsXSXAZj6HwY7AyhVlWNovamBq6c4Qf6phOk4YTQ/s1600/IMG_7119.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjW3x91keVE5pJXv5AzGgqLuAbC0UJTrcoNGxVCoDZyxuq0vJ4hHO40sGeW07R2xS3-ZnOKWmwSHxNRegG9iuOpNQcNtGvALICUvNtGsXSXAZj6HwY7AyhVlWNovamBq6c4Qf6phOk4YTQ/s1600/IMG_7119.JPG" height="265" width="400" /></a></div>
<br />sylwijahttp://www.blogger.com/profile/06774574686676081127noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-5219154128894711849.post-57361229751529192122014-06-11T17:18:00.001+02:002015-04-09T00:39:13.089+02:00rano wstanę. czyli pójdę biegać wieczorem.<div style="text-align: justify;">
Skwar. Lato w pełnej krasie. I dobrze, od tego jest lato, żeby było gorąco! I od tego są chłodniejsze poranki, żeby wstać wcześniej, wypić szklankę wody, zagryźć bananem i iść biegać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Najlepiej wstać jak najwcześniej. Bladym świtem zerwać się z łóżka i ochoczo przywdziać krótkie spodenki i koszulkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Z doświadczenia wiem, że nie zawsze to ranne wstawanie nam wychodzi. Dzisiaj obudziłam się o 5 rano i pomyślałam "ale by się biegało!", po czym przewróciłam się na drugi bok i poszłam spać. Bo jest jeszcze druga opcja do wyboru - wieczór! Kiedyś nie wyobrażałam sobie innej pory do biegania jak właśnie wieczór. Lato, zima. Zawsze wieczorem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Mimo, że nastoletnie czasy mam za sobą (chlip chlip), jestem w trakcie drugiej w swoim życiu sesji (nie chcecie wiedzieć, ile jeszcze ich przede mną, oj nie chcecie), to nie dorosłam jeszcze do organizacji czasu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Także tego. Teraz lubię biegać rano. Pierwsze kilometry zwykle idą opornie i wolno i nie całkiem jeszcze obudzona jestem. Jeśli danego dnia trenuję tempo, to najlepiej właśnie rano. W żołądku mam tylko banana, który grzecznie sobie tam spoczywa, bez chęci powrotu na zewnątrz ;)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jak ja lubię, kiedy mój zasyfiały, zarośnięty i obsypany pułapkami w postaci kamieni, żab i ślimaków stadion jest tylko dla mnie. I dla panów, którzy dzień rozpoczynają od pełnego jasnego w puszce, przyczajeni (i niegroźni) w okolicznych zaroślach. Normalnie mówię Wam - prestiżowe tartany mogą się schować. I ten wszechobecny pył i kurz, który unosi się za każdym razem, kiedy stopa pierdzielnie z impetem na nawierzchnię żużlopodobną. Niczym z bajki!</div>
<div style="text-align: justify;">
Niestety. Czasami zdarza się, że moją oazę ktoś zajmuje. I najgorzej jak zagada! Jeśli jest to osobnik płci męskiej w wieku zbliżonym do mego i do tego szybko biega ( :DDDD), to super, wtedy nawet zakres mogę odpuścić! (żarotwałam). Gorzej jak zagada ktoś, kogo chcę jak najszybciej spławić, a taki spławić się nie daje, wytrwały! Zakres wtedy jest wybawieniem, mówię Wam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dobra, o treningu Wam trochę napiszę, wszak w niedzielę będę pomykać po nieznanej mi puszczy. No, wiecie, las jakiś, łosie, dziki, dziesięć kilometrów, robactwo, muchy w nosie, włosach, oczach, pokrzywy. I pewnie ze trzydzieści stopni w cieniu. Boskoo! Moje klimaty!</div>
<div style="text-align: justify;">
A tak serio to można podjechać wozem strażackim z mnóstwem wody i ratować mnie w razie potrzeby. Liczę na Was! Można też ewentualnie dmuchać na odległość, żeby trochę przewiewu było.</div>
O czym to... Ach, trening. Mam wrażenie, że w ogóle nie biegam. Gdybym miała zrobić w niedzielę wybieganie 20km+ to zginęłabym w przedbiegach. Najdłuższe wybieganie (haha, wybieganie, haha!) po maratonie to 12 km. W dodatku skrócone z 14, bo widzicie. Na prędce się wytłumaczę! Otóż poszłam biegać rano, ale to rano okazało się zbyt późne. Żar z nieba się lał jak jasna cholera. Także nie moja wina, nie? Następnym razem pójdę o 6, nie 8. No, chyba, że ósmej wieczorem.<br />
A wczorajszy trening też był przeciwko mnie. Ale od początku.<br />
<br />
6 rano, budzę się sama z siebie. Pięknie! Będzie bieganie. Popijam wodę z cytryną (codziennie z rana jest grana, polecam szczerze tak zaczynać dzień, tym bardziej w lato), chcę założyć spodenki. Spodenek brak. Wkurw. Szukam drugich. Nie mam drugich. Wkurw. Krótkie do biegania mam jedne. Nooo dobra. Mam jeszcze jedne, ale one są do połowy uda, do tego przylegają. Moje krótkie luźne spodenki wiszą. Wiszą i schną. Trudno! Zakładam lekko wilgotne. Zagryzam banana, zakładam top i koszulkę. Wiążę dziwną konstrukcję na włosach, tak, żeby nie latała kita. Jeszcze przed wyjściem z domu misterna fryzura rozwala się. Wkurw. Wiąże kitę. Trzyma się. Zakładam zegarek. Rozładowany. Wkurw. Podłączam na dziesięć minut, w tym czasie gotuję płatki na owsiankę. Zjem na zimno po powrocie, mniam!<br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjuAuiUt5wpZ2J2tgVZhnWa13rItd0kSpzflw04NgyZ1T7nGeLuLDuTDc3P4EFRDysZdrmqH9PzFwTM-KJEsU2jmhH_EqF-JBNC6gyNcLsY3gSsf8Rws0oUc_Qz-h42LCLrrHHfi3E-RE/s1600/IMG_7100.JPG" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjuAuiUt5wpZ2J2tgVZhnWa13rItd0kSpzflw04NgyZ1T7nGeLuLDuTDc3P4EFRDysZdrmqH9PzFwTM-KJEsU2jmhH_EqF-JBNC6gyNcLsY3gSsf8Rws0oUc_Qz-h42LCLrrHHfi3E-RE/s1600/IMG_7100.JPG" height="212" width="320" /></a>Biegnę. Rozruch. Obożesz, spać! Obożesz, dwie osoby biegają. Wkurw. Na szczęście nie gadają nic do mnie. Może moja mina ich odstrasza ;) Coś mnie boli. Boli mnie miejsce na stopie, w którym pękł pęcherz. Nie, no kurde, muszę to ogarnąć w domu. Wkurw!! Wracam, smaruję, szukam sto tysięcy lat świetlnych plastrów (wkurw), które znajdują się w szafce na ryż, makaron i kasze. Normalnie, nie?<br />
Potem było zakresiątko. 7 km. Moc! Energia! Adrenalina! Biegło się! Od 5 się umierało, ale biegło się. Na zakresie nie przydarzyło się już nic. Uf! ;)<br />
<br />
A dzisiaj będę biegać wieczorem, o.<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhsTyKBGiLQmVzsVI9mj__xqD3PrJtnjp3xAORHRQm475DP3HoX3VknJUik556BlRme3NI1MqHM2Uh9W-sIdWxKUav9zCunnEDO0xlRFN1En272dDhSoFVpPx-rRiZzraZQy9_J36nR2_w/s1600/IMG_7060.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhsTyKBGiLQmVzsVI9mj__xqD3PrJtnjp3xAORHRQm475DP3HoX3VknJUik556BlRme3NI1MqHM2Uh9W-sIdWxKUav9zCunnEDO0xlRFN1En272dDhSoFVpPx-rRiZzraZQy9_J36nR2_w/s1600/IMG_7060.JPG" height="400" width="265" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">owsianka sezonowa czyli:<br />
na zimno<br />
truskawki<br />
arbuz<br />
brzoskwinia<br />
polecam!!</td></tr>
</tbody></table>
sylwijahttp://www.blogger.com/profile/06774574686676081127noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5219154128894711849.post-35948532190334448962014-06-02T13:54:00.002+02:002015-04-09T00:39:23.434+02:00podsumowanie maja<div style="text-align: justify;">
Kto by pomyślał, że maj minie mi tak ekspresowo, że już po moim starcie w <a href="http://pobiegnij.blogspot.com/2014/05/moj-pierwszy-prawdziwy-maraton-krakow-i.html">królewskim dystansie w Krakowie</a>, że poza nim, bieganie było jedynie tłem (chlip chlip) mojego napiętego do granic możliwości grafiku.</div>
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEje568xX4w7gC9AdCol68UTABx6tzh4HP57qz4bg_q4qtUPjCG84fxhLDqJJHoedLJhyphenhyphenu3B3iTNS_Bz78TCOO3P1Z_hDwWgz7UYM6JdWJ_vnmikrDwTkqZy43gZp6DtJcu7nkYituQVx8g/s1600/majendo.png" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em; text-align: justify;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEje568xX4w7gC9AdCol68UTABx6tzh4HP57qz4bg_q4qtUPjCG84fxhLDqJJHoedLJhyphenhyphenu3B3iTNS_Bz78TCOO3P1Z_hDwWgz7UYM6JdWJ_vnmikrDwTkqZy43gZp6DtJcu7nkYituQVx8g/s1600/majendo.png" height="320" width="213" /></a><br />
<div style="text-align: justify;">
A jednak. W maju przebiegłam AŻ *muzyczka z horroru* 103 km mniej niż w kwietniu . Pod uwagę biorę oczywiście fakt, że dużo odpoczywałam przed i po maratonie. Po 18 maja było po prostu free run, czyli bardzo luźno, swobodnie, bez napinki. Mam wrażenie, że szybko wróciłam do 'swojego' tempa po maratonie. Ja się cieszę, inni krzyczą, że nie umiem odpoczywać. Ja kocham odpoczywać! Uwielbiam leniwe dni, uwierzcie! ;) Ale po prostu brakowało mi takiego tempa, tego troszkę mocniejszego bicia serca i szybszego powrotu do domu, żeby... odpoczywać właśnie. No leń ze mnie jak się patrzy!</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Konkrety proszę państwa: <b>229 km w nogach w maju</b>. Słabizna, cienizna przy tych 332 w kwietniu! I tak mi się podoba. Zrobiłam dwie nowe oficjalne (żeby nie było!) życiówki. W <a href="http://pobiegnij.blogspot.com/2014/05/ii-pomaraton-grudziadz-rulewo-czyli-o.html">Grudziądzu</a> poprawiłam się na dystansie półmaratonu wykręcając mało zawrotne, ale naprawdę wywalczone 1:42:54 (oficjalne. Na endo mam 30 sekund szybciej). Oj, czuję niedosyt!</div>
<div style="text-align: justify;">
No i pamiętny 18 maja, kiedy to pomknęłam <a href="http://pobiegnij.blogspot.com/2014/05/moj-pierwszy-prawdziwy-maraton-krakow-i.html">42,195 km w czasie 3:39:12</a> (rozpływam się do tej pory, zróbcie mi coś).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgKwG1cRiocpXpRkrYtgMDDZj7NunIeOR7fKPOTjDm-IddZCN3x5r8-Dn9w1pv7RjTPFyfih1RGHdv1HVwVqA_X5EDXVqt_Y16z1AMWHQNSsyc2-T-RowBhIukr7e9mXftS2g-PmFCoKgQ/s1600/maj.png" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: justify;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgKwG1cRiocpXpRkrYtgMDDZj7NunIeOR7fKPOTjDm-IddZCN3x5r8-Dn9w1pv7RjTPFyfih1RGHdv1HVwVqA_X5EDXVqt_Y16z1AMWHQNSsyc2-T-RowBhIukr7e9mXftS2g-PmFCoKgQ/s1600/maj.png" height="241" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Plany na czerwiec? Biegać! Better, faster, harder, stronger!</b> Jak zwykle czyli. Starty dwa, jeden w półmaratonie, drugi na dychę. Tego na dychę się boję, nie wiem czy jeszcze pamiętam jak się taki dystans na zawodach kręci. Ostatni raz pobiegłam dziesięć kaemów w listopadzie w Biegu Niepodległości (47 min z hakiem, szału nie ma).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Treningi będą trochę inne, trochę krótsze, trochę bardziej pod dychę, z którą to chcę ostatecznie rozprawić się 26 lipca w Biegu Powstania Warszawskiego.</div>
Nie wiem totalnie co myśleć - z jednej strony ta dycha, z drugiej czyhający we wrześniu maraton we Wrocławiu. Dwa zupełnie różne dystanse i dwa zupełnie różne plany treningowe. #corobić #jakżyć<br />
W miarę jedzenia apetyt rośnie, chcę lepszy czas. Ach, jaka szkoda, że o te nowe życiówki jest coraz trudniej! Kładę to jednak na barki rozwoju osobistego i tego, że ja ma zawsze ogromny apetyt... ;)<br />
<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQDBFCHueGjLWkXXyZ_KPkCLm2uXZyMsOHTHovz989NXtgtpq9pdsUDZbNaQ5DPBw6AR5DcHAC-4CP0E2pJYduXlMcmWmH6r3ZFRkEQcEC2O5eUBomEDQdmcpBIs0ZLG1eWEg3KQJbgMM/s1600/sysyys.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQDBFCHueGjLWkXXyZ_KPkCLm2uXZyMsOHTHovz989NXtgtpq9pdsUDZbNaQ5DPBw6AR5DcHAC-4CP0E2pJYduXlMcmWmH6r3ZFRkEQcEC2O5eUBomEDQdmcpBIs0ZLG1eWEg3KQJbgMM/s1600/sysyys.jpg" height="400" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Sylwia i ściana chwały</td></tr>
</tbody></table>
sylwijahttp://www.blogger.com/profile/06774574686676081127noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-5219154128894711849.post-76119224077271261052014-05-25T17:57:00.003+02:002015-04-09T00:39:37.102+02:00z cyklu: czytam książki. Beata Sadowska "I jak tu nie biegać!"<div style="text-align: justify;">
Tak, tak, czytam. Najlepiej dużo i przerzucając kartki jak najszybciej, żeby się dowiedzieć co dalej. Dlatego książki z wartką akcją lubię bardzo. O, takie fantasy, kryminały na ten przykład.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie, Sadowska to nie kryminał.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W Empiku jest teraz świetna promocja, w której kupujecie 3 książki (wybrane przez was) w cenie dwóch. Dla takiego mola książkowego jak ja, oferta mega dobra.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ok, ok, już o książce.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie jestem fascynatką książek o sporcie, w których ktoś opisuje swoje przeżycia, dzieli się doświadczeniem. Owszem, lubię takie poczytać, ale nie odnajduję tam życiowej motywacji i nie czytam w pośpiechu zakładając biegowe buty, po czym zainspirowana rzucam książkę w kąt i pędzę biegać. Nie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Książkę Sadowskiej czyta się szybko. Nawet bardzo. Mi wystarczyło 3 dni wożenia jej w torbie i czytanie w autobusach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBELCJ4L0DCgxR5XiaM_Zggt-wEs-3WkWSCMtMPQaCA9b1S7uxJA9sJbHUs22qiJV8G34KiQz-vRvYtcYQbV9xlyHBa9V3UuJRiiBlEYZYHO4Nrd4RJGNmiUF_lFTPDMMRXHVEhyRFOlU/s1600/IMG_6892.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBELCJ4L0DCgxR5XiaM_Zggt-wEs-3WkWSCMtMPQaCA9b1S7uxJA9sJbHUs22qiJV8G34KiQz-vRvYtcYQbV9xlyHBa9V3UuJRiiBlEYZYHO4Nrd4RJGNmiUF_lFTPDMMRXHVEhyRFOlU/s1600/IMG_6892.JPG" /></a></div>
<br />
<br />
<i>I jak tu nie biegać!</i> to książka, która bieganie ugryzła od innej strony. Nie ma opisów morderczych treningów, dążenia do upragnionego celu, pobijania kolejnych życiówek. Jest dużo miłości. Miłości do biegania.<br />
Autorka to dziennikarka prasowa i telewizyjna, amatorka biegania, która na papier przelała swoje totalne zauroczenie bieganiem.<br />
Ja to zauroczenie rozumiem, myślę, że zrozumie każdy, kto bieganie kocha, ale zgubił gdzieś motywację.<br />
Sadowska nie analizuje treningów, nie przywiązuje wagi do czasu/tempa. Pokazuje jak fajne jest życie, w którym jest pasja.<br />
Można się od niej wiele nauczyć. Ta kobieta pracuje, ma rodzinę, niedawno urodziła dziecko. I biega! Znajduje na to czas, więc to lektura też dla tych, którzy uważają, że nie mają czasu na bieganie. Wprawdzie autorka nie pisze jak to wszystko pogodzić, ale dużo w książce jest o bieganiu z psem, o rodzinie, znajomych, o wyjazdach na zagraniczne biegi (zazdrooo). Przecież to trzeba umieć pogodzić. Pani Beata nie chwali się swoim złotym środkiem, ja jednak uważam, że chcieć to móc i taka też aura bije od książki.<br />
Autorka zaznacza, że biegać można zawsze i wszędzie, wystarczy tylko pierwszy krok, który czasem bywa najtrudniejszy. Ważne, żeby ten krok płynął z serca oczywiście. Trzeba kochać, to co się robi.<br />
<br />
To, co w tej książce zachwyciło mnie najbardziej to właśnie szczerość, otwartość. Znajdziemy też delikatne sugestie, co Sadowska sądzi o zbyt ambitnych amatorach, o pogoni za modą biegową i najnowszymi gadżetami. Autorka od samego początku zaznacza, że do biegania wystarczą jedynie buty, które muszą być odpowiednie. Cała reszta to tło. Podpisuję się pod tym moimi obiema biegającymi nogami.<br />
<br />
Oprócz monologu Sadowskiej w książce jest miejsce na odpowiedzi na pytania kierowane do trenera Kuby Wiśniewskiego. Bardzo mądre, żartobliwe, z dystansem do siebie i do sportu. Bardzo fajnie komponują się z książką. Są jej uzupełnieniem i jednocześnie przerywnikiem między amatorskim podejściem i tym co właśnie amator o bieganiu wiedzieć powinien.<br />
<br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhN9wpKMuV4jGEs7V4IRhEhaRWElqnEEeCQ_vDwXO5Pr7HGotHvoeYy8Ar4Bp9aSf_YjOTqAEgMHtIIXmYfQOU4EgmYzOXMmqa_JOosbzFQdHrhJhy_dJabtla98A-m5ghI-EK_NJjhAEc/s1600/IMG_6890.JPG" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhN9wpKMuV4jGEs7V4IRhEhaRWElqnEEeCQ_vDwXO5Pr7HGotHvoeYy8Ar4Bp9aSf_YjOTqAEgMHtIIXmYfQOU4EgmYzOXMmqa_JOosbzFQdHrhJhy_dJabtla98A-m5ghI-EK_NJjhAEc/s1600/IMG_6890.JPG" height="400" width="265" /></a>Ta książka ma niezłego kopa. Niby pamiętnik, dużo uzewnętrzniania się (na plus), a jednak ma power. Czytając nie utożsamiałam się z autorką, bo ja jednak swój zegarek biegowy traktuję zawsze jako wskaźnik, nie umiałabym już bez niego biegać (chociaż w zimę było tak, że z samym stoperem, ale jednak).<br />
Ja przeżywam swoje niepowodzenia, Sadowska w pięknym stylu pokazuje jak totalnie olać wyniki i cieszyć się z samego biegania. Tego się jeszcze muszę nauczyć. Autorce szczęście daje samo bieganie, a mi pokonywanie kolejnych granic. Przyznaję jednak, że czasami wypadałoby, żebym i ja umiała wrzucić na luz.<br />
<br />
Książkę zaliczam do lektur udanych, może dlatego, że bije od niej niesamowita miłość i szczęście jakie daje bieganie. A te aspekty są mi bardzo bliskie. No i ten optymizm bijący z każdej strony! Pięknie! Polecam osobom, które są na początku drogi do wypalenia, szukają motywacji, które chcą na nowo zakochać się w tym sporcie. Polecam osobom, które mają mnóstwo spraw na głowie i uważają, że nie mają czasu na bieganie. A także wszystkim, którzy szukają lekkiej lektury związanej ze sportem na dwa wieczory.<br />
<br />
No i jak tu nie biegać?<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">* Post nie jest sponsorowany. </span>sylwijahttp://www.blogger.com/profile/06774574686676081127noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-5219154128894711849.post-77651437708486445492014-05-19T21:33:00.001+02:002015-04-09T00:41:17.157+02:00mój pierwszy prawdziwy - Cracovia Maraton i 3:39:12<div style="text-align: justify;">
Miesiące przygotowań, od stycznia wszystko robione pod 18 maja, kiedy to w ponad trzy godziny wszystko przeszło do historii.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj-GDAFF3bi-WSCfT3xz3X-J6PleJq11OSNFX_4p2IQG5Ct2ZoS8gPZJZJ7yVtZ1IGA8jE9yqnsFhXTpy5QsDhqLCZgRKbXdBQ9JyC_75F9IqMHUTBAYleeTzLegDoN99rEwi1fpB5bTLM/s1600/depo.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj-GDAFF3bi-WSCfT3xz3X-J6PleJq11OSNFX_4p2IQG5Ct2ZoS8gPZJZJ7yVtZ1IGA8jE9yqnsFhXTpy5QsDhqLCZgRKbXdBQ9JyC_75F9IqMHUTBAYleeTzLegDoN99rEwi1fpB5bTLM/s1600/depo.jpg" height="400" width="300" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">trochę siłowni przed startem, targamy rzeczy do depozytu</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjoXhQ5FOriYQkETqOhXgm1JiQXgealOdl_mc06RU3j4-aFNr-KeQB5-0Z6EJQd51PUintlEnbK1zMFtDjMxMmFKkYRNc3XUNiZSIQHogThWgPZevJdoI_zq_PZ2zITuDvOGNeSkQ0eCJk/s1600/przed+sta.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjoXhQ5FOriYQkETqOhXgm1JiQXgealOdl_mc06RU3j4-aFNr-KeQB5-0Z6EJQd51PUintlEnbK1zMFtDjMxMmFKkYRNc3XUNiZSIQHogThWgPZevJdoI_zq_PZ2zITuDvOGNeSkQ0eCJk/s1600/przed+sta.jpg" height="300" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">ostatnie poprawki</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Wyspałam się! Tak tak, teraz od zawsze będę zwracać uwagę na wyspanie się ;) <a href="http://tastyy.blogspot.com/">Magda</a> (najlepsza gospodyni ever, ogromne dzięki, jesteś ekstra!) przygotowała całej naszej czwórce (<a href="http://siaskowe-gotowanie.blogspot.com/">Siaśka</a>, <a href="http://poranneinspiracje.blogspot.com/">Sylwia</a>, Łukasz, ja) kanapki z masłem orzechowym i bananem, skonsumowane ostentacyjnie w Macu, gdzie żaden skacowany po imprezie człowiek nie zwrócił na nas najmniejszej uwagi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjMkB9vHg-JMkqy6lfVuxYXMWKpvsbik0aOMl_kLO0nbKpGDmI9ti3I-zlQuyflqG5wwF8nppDQjjwLmKgtb8u8UXpDPG1IJBoamnWYDiv20NY_Fwbg2C85yPZN239Zga9lrE5Ra8iZrUY/s1600/jem.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjMkB9vHg-JMkqy6lfVuxYXMWKpvsbik0aOMl_kLO0nbKpGDmI9ti3I-zlQuyflqG5wwF8nppDQjjwLmKgtb8u8UXpDPG1IJBoamnWYDiv20NY_Fwbg2C85yPZN239Zga9lrE5Ra8iZrUY/s1600/jem.png" height="266" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">przed-biegowy outfit, najnowsza moda: zero make-upu, koszulka biegowa, sweter oraz kurtka. Polecam.</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Nie denerwuj się</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Zwykle przed startem udaje mi się wygrać konkurencje w podjęciu możliwie wszystkich złych decyzji (jakieś zawody może coo?), w niedzielę rano podjęłam same dobre. Ryzykowne było założenie koszulki technicznej z maratonu, w której nie miałam okazji jeszcze biegać. Jest ona jednak tak świetna, że moje ciało od razu się w niej zakochało. Ubrałam się w sam raz, krótkie gacie przed kolano, koszulka techniczna, numerek, włosy w kitkę. Aha, przysięgam, że tę wirującą dookoła mej głowy kitę kiedyś ostatecznie utnę. Ale o kicie potem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie denerwuj się Sylwia, będzie dobrze Sylwia, powodzenia Sylwia, wierzę w Ciebie Sylwia, dasz radę Sylwia. Kilka wiadomości, kilka ciepłych słów, najlepsza motywacja od siostry ever i mogę biec. Nie denerwuj się Sylwia, możesz zrobić wszystko o czym marzysz. O, tak mi napisała, a raczej wysłała pokrzepiający obrazek. Jak dobrze, że go odczytałam chwilę przed startem, bo okazał się on mega motywujący w chwilach słabości. Nie denerwuj się, powtarzane jak mantra.</div>
<div style="text-align: justify;">
Oczywiście o moich urojeniach typu: boli mnie wszystko, nie mogę biec, nie będę pisać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Mądrą decyzją było też ustawienie się we właściwej strefie czasowej (3:45-4:00) na początku tej stawki. Widać, że ze startu na start mądrzeję, nie? Ustawiliśmy się więc z Łukaszem, który też planował biec na 3:45 (w zamiarze tak miało być, serio!) zaraz za zającem na ten czas. No, może nie takie zaraz za nim, ale gdzieś blisko.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Cichy start i lecimy(biegniemy)</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Jeszcze nigdy nie zdarzył mi się taki start. Dokładnie o godzinie 9, wystrzał i wyjechali wózkarze. Chwila później i lecimy my. Żadnego odliczania od 10, żadnych wrzasków euforii wybiegających na trasę maratończyków. Cisza. Stukot butów. 300 metrów lekkim truchto-marszem do startu i lecimy. Włączam Garmina, który jak zwykle okazał się perfidnym zdrajcom i staram się zacząć planowanym tempem 5:05 (jak dobrze jest słuchać dobrych rad, dziękuję za nie!). Przez około 600 metrów tempo miałam 5:16 z powodu tego, że słabo z wyprzedzaniem było w Krakowie, oj słabo, biegliśmy w tak zwartej grupie, że mimo iż starałam się lawirować między ludźmi nadrabiałam tylko dystansu i nic nie zyskałam oprócz niepotrzebnych metrów na Garminie. Udało się jednak znaleźć odpowiedni pułap, nie gubiliśmy siebie nawzajem z Łukaszem i planowym tempem kręciliśmy kolejne kilometry.</div>
<div style="text-align: justify;">
Złapałam rytm, bardzo dobry rytm, Tempo średnie było piękne, wszystko było piękne. Garmin doliczał mi do każdego kilometra około 200 metrów więcej, ale było mi tak dobrze i cudownie, że nie przejmowałam się tym - wg opaski z międzyczasami cały czas miałam w zapasie minuty na 3:45, w dodatku zbierało mi się ich coraz więcej. Około 10 km wyprzedziliśmy z Łukaszem zająca na 3:45, co było nie lada wyzwaniem, bo biegła z nim ekstremalnie zwarta grupa, która zajmowała całą szerokość trasy. Która dodatkowo wcale nie była taka szeroka ze względu na nawrotki. Mimo wszystko dzięki tym nawrotkom miałam okazję przybić piątkę Natalii, kiedy byłam przed 18 km. Wtedy biegłam już sama, Łukasz odłączył się ode mnie na 13 km, ale i tak wykręcił piękny czas, gratki jeszcze raz!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh9pdhksp_xeHKPRFTug1HPipBXFRiF5l3xxyVkvji6vyCUO3_31Zrr0VpmjtSi667R8w4S3VEMKPCLBi4LU-Y2vaBu9QrDRLHmE2o_mIcxXnsirbALwGmuwISb9FbXFwOx4vans904WuI/s1600/c_DSC_0212.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh9pdhksp_xeHKPRFTug1HPipBXFRiF5l3xxyVkvji6vyCUO3_31Zrr0VpmjtSi667R8w4S3VEMKPCLBi4LU-Y2vaBu9QrDRLHmE2o_mIcxXnsirbALwGmuwISb9FbXFwOx4vans904WuI/s1600/c_DSC_0212.jpg" height="265" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">ja, Łukasz w turkusowej koszulce i moja nieszczęsna kita. (źródło: maratonypolskie.pl)</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Chwilo trwaj</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Punkty odżywiania to jest coś z Krakowa zapamiętam bardzo. Było ich mnóstwo, nie miałam możliwości pomyśleć o tym, czy powinnam coś zjeść, wypić izo/wodę. Dwa małe łyczki wody na każdym puncie, od 15 zaczęłam jeść banany/pić izotonik. Nie chciałam pić więcej, nie chciałam tracić czasu na latanie po toikach i bardzo dobrze zrobiłam. Cały czas byłam nawodniona, słońce było tylko chwilami, odczuwalna temperatura w okolicach 20 stopni, czyli pić i jeszcze raz pić, ale nie przesadzać. Owszem, zdarzały się punkty gdzie piłam dużo więcej, ale za wszelką cenę nie chciałam doprowadzić do chlupotu w żołądku co niestety zrobiłam na dwudziestymktórymś kilometrze, na szczęście tylko przez chwilę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zastosowałam się do swojej zasady i nie gadałam za dużo. Odpowiadałam, pośmiałam się chwilami, ale nie chciałam tracić energii. Krzyczałam jedynie do kibiców, kiedy wrzeszczeli moje imię odczytując je z numerka (love love love!) oraz raz do wolontariuszy, że są wspaniali z tymi punktami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jak z kibicami w Krakowie? Byli i kurde, nie narzekać mi tu, że nie. Brawo za wytrwałość w deszczu, za wrzaski, za bębny, muzykę, za przybijane piątki. Jesteście wspaniali, oby było Was więcej!</div>
<div style="text-align: justify;">
Jest pięknie, utrzymuję tempo, jest mi lekko. Jesteś gwiazdą Sylwia! Tylko utrzymaj to do końca. Zaczęło świtać mi w głowie, że 3:40 jest realnie do złamania, że wystarczy, że utrzymam tempo i bez problemów zejdę poniżej. Haha, wystarczy, że utrzymasz tempo. Haha. Taka jestem zabawna.</div>
<div style="text-align: justify;">
Na 28 km poczułam mocny ból. No tak, start bez kolki to nie start, sorki, zapomniałam kochany organizmie, że lubisz o sobie przypominać. Za wcześnie na ścianę krzyczę do siebie w duchu i ledwo utrzymuję tempo. Ba, ledwo się zmuszam, żeby nie przejść do marszu. Bolało jak diabli. Głęboki wdech i długi wydech. Powtarzaj Sylwia, ręka do góry, utrzymuj tempo i zabij kolkę oddechem. Zabita. Uf!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Ścianka i najdłuższe 5 km w życiu</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Do 35 kilometra trzymałam piękny rytm i wszystko było pięknie. Krzyczałam do ludzi, którzy przechodzili do marszu, że jeszcze trochę i meta! Że już bliżej niż dalej... Oh, jakaż byłam głupia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziękuję panu za poczęstowanie mnie batonikiem na 32 km(chyba 32) i za słowa, że na pewno uda mi się poniżej 3:40. Dziękuuujęęę!</div>
<div style="text-align: justify;">
35 km i jest. Pieprzona ściana. Łydki bolą, pojawiają się delikatne skurcze. Staram się, dawać z siebie nie mniej a więcej, niekontrolowanie zaczynam źle oddychać, dziwnie się poruszać, jakby każdy krok był męką. Zaczynam człapać, biegnę powoli, mózg mi paruję, ja paruję cała, bo przed chwilą drugi raz lunęło. Nie pomaga nawet muzyka, którą zaaplikowałam sobie dopiero przed chwilą (coś czuję, że jeszcze trochę i się z nią całkiem pożegnam, szok). Jest mi bardzo ciężko i skurcze nasilają się. Niech to szlak! Aha, no i kitka o której miałam wspomnieć. Dopóki było sucho było fajnie, bo nie przeszkadzała. Jak lunęło to moje włosy z rozwianych zbiły się w kokon i raz za razem dostawałam nimi jak biczem po oku. Tak oku. Jednym. Prawym.</div>
<div style="text-align: justify;">
Walczyłam ze ścianą ostro. Albo ona albo ja. 37 km był kryzysem mocy totalnej. Oj jak wtedy było źle. Czułam się jakbym biegła w miejscu. I ten moment, ten pieprzony moment, kiedy przeszłam do marszu. Idę, gdzieś to mam, nie chcę już łamać 3:40, chce skończyć. Mam dość tych podbiegów, dość wszystkiego. Mój wzrok błaga o zabranie mnie do auta, wysuszenie, podstawienie pizzy pod nos i ugłaskanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jeb! Ktoś klepie mnie po plecach. Dziewczyno! Zrobiłaś wtedy coś niesamowitego! To jedno klepnięcie, to skinienie ręką żebym biegła i pobiegłyśmy chwilę razem, to było to! Dalej jest mi ciężko, wleką mi się kilometry jak nie wiem co. Do 40 tak się wlekło. Najdłuższe 5 km w życiu.</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-weight: bold;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Ostatnia setka</b></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Na 40 km stało się coś niesamowitego. Mój Garmin pokazał, że do kolejnego km jeszcze jakieś 200 m a tu już tabliczka, że 40! Patrzę na zegarek i widzę, że złamanie 3:40 jest w moim zasięgu. Biegnę! Trochę wolno, trochę boleśnie, ale naprawdę się nie poddaję. Zaciskam zęby, pozostało tak niewiele, Sylwia. 41 km i to rodzące się uczucie w żołądku. Takie dobre, przyjemne. Przyciskam mocniej. Tempo chwilowe w tym momencie spada poniżej 5 min/km. Widzę bramę. Wielką białą bramę. Wiem, że to jeszcze nie meta, to bramka sponsora. Nie dam się nabrać jak rok temu na półmaratonie warszawskim, gdzie pierwszą dmuchaną bramę wzięłam za metę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Biegnę, bardzo boli, bardzo bardzo! Odpuść! Walcz! Odpuść. Na zegarku pojawia się 3:39 i ktoś z tłumu krzyczy: OSTATNIA SETKA. Myślę: tyle co jeden rytm Sylwia. Tyle co rytm. Po prostu to zrób, zrób jeden rytm do mety. Udaje mi się na tej setce wyprzedzić kilka osób nawet. <b>Game over. 3:39:12. 12 miejsce w K-20, 47 na wszystkie 680 pań.</b> 47!! Mogę umierać?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Idę przed siebie. Patrzę na zegarek, nie mogę uwierzyć. Łzy! Szczęścia, bólu, zmęczenia. Tylko nie siadaj, idź, nie siadaj. Przytulam się z kimś, gratuluję, gratulują mi. Następne przytulenia. Ktoś zakłada mi medal na szyję, który od razu ucałowałam. Najcenniejszy. Wywalczony.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jeszcze nigdy masaż nie był tak cudowny i bolesny zarazem, jeszcze nigdy woda nie była taka pyszna i jeszcze nigdy nie była z siebie samej taka dumna.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zrobiłam to cholera. Zrobiłam. Pierwszy (tego z ubiegłego roku, który przeszłam nie nazywam prawdziwym) prawdziwy przebiegnięty maraton. Z takim czasem. Mission completed.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziękuję Bogu, dziękuję Kubie za mordercze treningi, za każdą jedną łzę wylaną w lesie twarzą do ziemi po zakresach, kiedy już nie mogłam. Warto. Dla takich chwil warto patrzeć na butelkę z wodą wypadającą z dłoni i bezradnie spojrzeć na wolontariusza, bo schylanie się było mega problemem, warto umierać kolejnego dnia i tyłem schodzić po schodach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
PS: Nie nie mam wstrętu do biegania. Nie zbrzydło mi, wręcz przeciwnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
PS2: Dieta białkowa przed maratonem działa naprawdę. Ja odpuściłam, a Natalia, która debiutowała wczoraj, wcześniej bardzo rygorystycznie trzymała się diety. Wpadła z czasem 4:08 na metę i nie miała ściany. Moja duma! I czas mi wywróżyła. Dzień wcześniej założyła się ze mną, że złamię 3:40, ja śmiałam się, że to niemożliwe. Czekoladę musiałam kupować ;)</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-weight: bold;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Trzy trzydzieści dziewięć dwanaście. </b>Czujecie?</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7FSxurUU_dU8usJMaAY3ajAxQDdpzPJvc8ZPpH7KBI4r8KtLyKO_LlZrn5284ZJYdbs4rdJ4zMdmdPbWX4zyQP3VqMiIETlEMzI2IUkRGdKx4Vlf_O8xGlfEM6OjnD4iJhF9HIzUlN0k/s1600/mymymy.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7FSxurUU_dU8usJMaAY3ajAxQDdpzPJvc8ZPpH7KBI4r8KtLyKO_LlZrn5284ZJYdbs4rdJ4zMdmdPbWX4zyQP3VqMiIETlEMzI2IUkRGdKx4Vlf_O8xGlfEM6OjnD4iJhF9HIzUlN0k/s1600/mymymy.jpg" height="300" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">nasz team, jeszcze przed startem</td></tr>
</tbody></table>
sylwijahttp://www.blogger.com/profile/06774574686676081127noreply@blogger.com20tag:blogger.com,1999:blog-5219154128894711849.post-75535285975759573572014-05-14T22:28:00.003+02:002015-04-09T00:41:58.827+02:00Dieta przed maratonem. Ładowanie węglowodanów - faza pierwsza i druga<div style="text-align: justify;">
Na 6 dni przed maratonem postawiłam na 6-dniową dietę. Nigdy nie wierzyłam w diety kilkudniowe (i nadal mam to samo zdanie), które potrafią nas przez kilka dni odchudzić/ujędrnić ciało/wyszczuplić/poprawić samopoczucie/przygotować do startu. Dlatego też, przedmaratońską dietę, która składa się z dwóch faz traktuję z przymróżeniem oka.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po co?</div>
<div style="text-align: justify;">
Podobno dieta ta opóźnia efekt zmęczenia na maratonie. Super co?</div>
<div style="text-align: justify;">
Generalnie (opieram się na wiedzy mądrzejszych, ja dopiero po maratonie napiszę jak się u mnie sprawdziła) dieta ma zastosowanie w sportach wytrzymałościowych, trwających ponad 90 min, czyli pod maraton ideolo. Cel jest jeden: zwiększenie glikogenu w mięśniach ponad naturalne możliwości, czyli żegnamy się ze ścianą (oby!!). Jednak, żeby wszystko miało sens, trzeba zastosować dwie fazy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
O co chodzi(biega)?</div>
<div style="text-align: justify;">
Otóż, pierwsza faza to 3dniowe ograniczenie węgli na rzecz białka. Cholernie ciężka, przynajmniej dla mnie. Jestem osobą, która dzień zaczyna od owsianki, makarony i ryże to główny składnik diety (oprócz warzyw i owoców i czekolady, jasna sprawa), a białka je zdecydowanie za mało (o czym trąbią moje wyniki....).</div>
<div style="text-align: justify;">
Dodatkowo, od początku tego roku zrezygnowałam z dużej ilości nabiału - serki wiejskie, kefiry, twaróg, mascarpone, śmietana. Jadam je obecnie naprawdę od święta i mój brzuch jest mi za to wdzięczny. Nie potrafię sobie jednak odmówić jogurtu greckiego i naturalnego, ricotty oraz zwykłego krowiego mleka.</div>
<div style="text-align: justify;">
O tym czemu odstawiłam te produkty nie będę się tutaj rozpisywać, bo wiecie jak to jest - czasami organizm wysyła sygnały, że coś mu nie pasuje i warto go wtedy słuchać. Głównym powodem rezygnacji było to, że nabiał rozkłada się baaardzooo długo w organizmie. Ja wychodziłam biegać, a twaróg zjedzony na śniadanie przypominał o sobie przez całą trasę w postaci ekstremalnego (naprawdę nie polecam takich boleści, normalnie idzie się zarżnąć) bólu brzucha. Zwykle cały dzień mam wypełniony po brzegi i nie mam czasu na odczekiwanie niewiadomoile na to, żeby wyjść na trening/planować o której będę biegać, co zjeść przed co po. Wieeem! Wiem, że to ułatwia i chcieć to móc, że wystarczy chwila i plan na następny dzień/tydzień rozpisany. U mnie takie rozpiski działają na odwrót.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wracając do diety! (bo o tym wpis wszak)</div>
<div style="text-align: justify;">
Pełna determinacji popędziłam do marketu, załadowałam koszyk dorszem, kurczakiem (mięso też od święta jem, a jak...), serkami wiejskimi, tofu, serkami homogenizowanymi naturalnymi o dużej ilości białka i małej węgli, twarogiem. Z twarogiem zrobiłam tak, że wzięłam jeden półtłusty, drugi chudy, licząc, że może półtłusty, który jadłam wcześniej ma wpływ na trening i to uczucie w żołądku, które do przyjemnych nie należy. Jak mi potem koleżanka wytłumaczyła, zawartość laktozy jest w nich taka sama (chociaż mam na nią uczulenie tylko, kiedy jem dużo nabiału regularnie), ale po eksperymencie: twaróg chudy pozwala mi wyjść wcześniej na trening. Nie pytajcie jak to jest... Sama nie wiem, ale w moim organizmie wszystko jest dziwne ;)</div>
<div style="text-align: justify;">
+ jadłam sporo węgli, trochę miodu, chrupkiego pieczywa, zwykłego chleba, dżemu, suszone owoce, bo cały czas trenuję, a boję się osłabić przed maratonem, w dodatku tak dawno nie jadłam tyle białka, że wolę za bardzo nie eksperymentować w tej kwestii. <b>I cały czas wyznaję zasadę - biegnie się głową maraton.</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Konkrety:</div>
<div style="text-align: justify;">
Przez 3 dni zrezygnowałam z większości warzyw i owoców, odstawiłam owsiankę, ryże, kasze, makarony [*] a postawiłam na wszystko to co miałam w koszyku. Węglami były warzywa - szpinak, buraki, marchew, sałata, papryka etc. Postawiłam też na cieciorkę i migdały.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Śniadania: twaróg z dodatkami: wersja na słodko: z miodem, migdałami i jabłkiem, kawa; wersja na wytrawnie: z rzodkiewkami, pietruszką, olejem lnianym, kawa/ omlety ze szpinakiem i warzywnym wkładem</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgktRC_B5ssJDt2iAaKkN-tAClRtzSopkEvcTHy7kqaiSpyLUpMk_nXriqIb6-6AgVQp7o9FT9Dxo6Y4gjZ87uEDPLg60OFseAI_VZYBMXSi-B22nbGmtasTj6JQmv345MFWw1gnuGFHJI/s1600/IMG_6883.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgktRC_B5ssJDt2iAaKkN-tAClRtzSopkEvcTHy7kqaiSpyLUpMk_nXriqIb6-6AgVQp7o9FT9Dxo6Y4gjZ87uEDPLg60OFseAI_VZYBMXSi-B22nbGmtasTj6JQmv345MFWw1gnuGFHJI/s1600/IMG_6883.JPG" height="266" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Omlet ze szpinakiem wypełniony sałatą, pietruszką i papryką; pomidor</td></tr>
</tbody></table>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhMd9xFQVrFK2A_0p02KSxWciamZRxfmuvN7N-wr9LI1z0YPsSXh-zeay4YlcflDoty0Ns_NREmsix-PBuiOzlMIeCRwvkI8yFQSz7qPzuYgCSKX4r0RT_rJUxF97PLq-lDWKLkK3Z5CUA/s1600/IMG_6877.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhMd9xFQVrFK2A_0p02KSxWciamZRxfmuvN7N-wr9LI1z0YPsSXh-zeay4YlcflDoty0Ns_NREmsix-PBuiOzlMIeCRwvkI8yFQSz7qPzuYgCSKX4r0RT_rJUxF97PLq-lDWKLkK3Z5CUA/s1600/IMG_6877.JPG" height="265" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">twaróg z rzodkiewką, olejem lnianym i pietruszką; dwa gotowane jajka</td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Obiady: dorsz pieczony ze szpinakiem lub brokułami i marchewką/ kotlety z ciecierzycy/ hummus z burakami</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kolacje: omlety (jak ten śniadaniowy)/ jajecznica/ pierś z kurczaka z oliwą i warzywami</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtwW1jPT9kFDkqfTd1Mkg5Rs_1bi8p6m_Icwci0SktS_jNLpLazFJQLeg0YEYxSBj2G9VXRMUQ50yz1M1rZtRgsC2d78pwn5oPR1jgnIpB-3uHsKMiBGwIbyEAMi-WK8Uf0lSEQMfeGoA/s1600/IMG_6871.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtwW1jPT9kFDkqfTd1Mkg5Rs_1bi8p6m_Icwci0SktS_jNLpLazFJQLeg0YEYxSBj2G9VXRMUQ50yz1M1rZtRgsC2d78pwn5oPR1jgnIpB-3uHsKMiBGwIbyEAMi-WK8Uf0lSEQMfeGoA/s1600/IMG_6871.JPG" height="265" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">jajecznica z pomidorami, wędzona makrela<br />
<br />
<br /></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Pomiędzy posiłkami zjadam jeszcze 1-2 serki wiejskie, migdały, jabłko i węgle, o których pisałam wcześniej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDZ69_ZfsUcWxXNUndRQbqAuCloB2ACyfCLGE1Q565BXWd3yL2fPjI8DvDCISedSsxXgczGbrbaAdUlOyFy_-UfYCx-As2gDJ0wVGDM3NJoJyCmqXFpQChSqikJR9768uNHc5_-0ZgZGQ/s1600/IMG_6874.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDZ69_ZfsUcWxXNUndRQbqAuCloB2ACyfCLGE1Q565BXWd3yL2fPjI8DvDCISedSsxXgczGbrbaAdUlOyFy_-UfYCx-As2gDJ0wVGDM3NJoJyCmqXFpQChSqikJR9768uNHc5_-0ZgZGQ/s1600/IMG_6874.JPG" height="265" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">serek homogenizowany</td></tr>
</tbody></table>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjGvcF5O3y1yt3rL2a9DicO4-jCgg9q71A7SXy-9bktKG1aPwgxOY1-0c87Nc93ZqaS9s2FMMuDR873g0EohgtVGUDPRn9mfXGIfXEe2ytjLTHiNPd1m_AiZhnVn2fPm3cKCGPsX-hpce8/s1600/IMG_6896.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjGvcF5O3y1yt3rL2a9DicO4-jCgg9q71A7SXy-9bktKG1aPwgxOY1-0c87Nc93ZqaS9s2FMMuDR873g0EohgtVGUDPRn9mfXGIfXEe2ytjLTHiNPd1m_AiZhnVn2fPm3cKCGPsX-hpce8/s1600/IMG_6896.JPG" height="400" width="265" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">serek wiejski, migdały</td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Od jutra rana fiesta! Do łask wraca owsianka, makaron, kasze, banany (!). To właśnie za bananami tęsknie najbardziej. Już nawet nie chcę mówić, że ostatnio nakupowałam ich cały stos, patrzą na mnie i wołają, dzisiaj już się prawie ugięłam, ale skoro i tak sobie folguję, luźno się trzymam zasad, to zastąpiłam banana wieśniakiem...</div>
sylwijahttp://www.blogger.com/profile/06774574686676081127noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-5219154128894711849.post-24850188928886964072014-05-09T07:35:00.000+02:002015-04-09T00:42:13.794+02:00pukpuk, to ja maraton <div style="text-align: justify;">
Dzisiaj będzie taki przedmaratoński wpisik, bo właśnie zaczyna do mnie docierać, że za 9 (dziewięć!) dni o godzinie 9.00 usłyszę wystrzał startera i będę zapierdzielać do mety po drodze zmieniając decyzję na jaki czas biegnę sto razy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Oczywiście załączam instrukcję obsługi jak trzymać kciuki, jak życzyć powodzenia, w którą stronę dmuchać, żeby mnie niosło do mety i cała reszta, co robić, by dopingować mnie na odległość, a najlepiej to stawić się przy trasie machając pomponami i trzymając transparenty na mą cześć, które podniosą mnie na duchu i pozwolą dalej biec.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ostatnie krótkie już wybiegania, podtrzymanie formy i to dziwne uczucie w żołądku, kiedy pomyślę o tych 42 km. A niebiegający znajomi (i rodzina też, ech, co za wsparcie) pytają - po co ci to Sylwia, no po co?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jak się przygotowywałam? Od stycznia zaczęłam popierniczać po lesie w celu wybiegania jak największej ilości kilometrów. Miałam mocno zróżnicowany trening - od niedzielnych długich wybiegań po biegi w drugim zakresie, rytmy, etc w ciągu tygodnia. Niestety nie podam ilości kaemów, bo przez zimę gniewałam się z Garminem i biegałam tylko ze stoperem, w związku z czym zimowe Endomondo świeci pustkami. Kwiecień już na Endomondo, zdecydowanie mój najbardziej intensywny miesiąc i żeby to stwierdzić nie są mi potrzebne żadne statystyki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zaczynają się startowe spekulacje. Sprawdzanie kalkulatorów, pytania do bardziej doświadczonych koleżanek i kolegów. I te odwieczne pytania, które kołatają się w mojej głowie: dałaś z siebie wszystko na treningach? Przygotowałaś się jak należy? Ile razy odpuściłaś? Ile razy przeklęłaś zakres i zrobiłaś normalne wybieganie? Ile razy kanapa wygrała?</div>
<div style="text-align: justify;">
Co by było gdyby. Chyba nie chcę dumać, nie chcę przeliczać, nie chcę się zastanawiać, bo wiem, że mimo wszystko zrobiłam duży krok, jeśli chodzi o moje treningi. Jeszcze w listopadzie przez myśl by mi nie przeszło, że będę robić zakresy w tempie 4:30min/km. Ba, że w ogóle będę robić zakresy!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wiem, że to mój dopiero drugi maraton, że nie ma co chojraczyć, że na bieganiu znam się tyle co nic. Z jednej strony znam swoje miejsce szeregu, wiem, że nie biegam szybko i nigdy tak nie było. Z drugiej jednak - ja nigdy nie biegałam tak szybko jak teraz. Co więc robić? Gnać, zabić się, dać upust emocjom i na totalnym flow zrobić maraton, czyli biegnij jak umiesz?</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Maraton głową się biegnie i to ona (oraz wytrzymałość) będzie moją najmocniejszą stroną 18 maja. Przede wszystkim poważnie podchodzę do tego startu (fenomen, ja i powaga), mam zamiar trzymać się określonego tempa, a przynajmniej próbować, mam zamiar nie myśleć kategoriami omujborze dopiero piąty km, tylko: jeszcze 37 i meta.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Co zamierzam robić i czym zająć głowę w czasie, kiedy nogi będą umierać? (oraz czego nie robić)</div>
<div style="text-align: justify;">
Na pewno będę cieszyć się chwilą, no, przynajmniej! przez połowę tego dystansu. Będę pozdrawiać kibiców i przybijać piątki, będę myślała o wielkim napisie META i o tym jak będzie pięknie, kiedy go przekroczę. Będę myśleć o tym, że mój treneiro dostanie esemeska z wynikiem jak jego sarenka pobiegła (motywacja mega!). Będę myśleć o tym jaką to jestem gwiazdą i biegaczką, że w maratonach startuję!</div>
<div style="text-align: justify;">
Czego nie będę robić? Nie będę rozmawiać. Oczywiście na zadawane pytania odpowiem, ale nie będę wdawać się w długie dyskusje i tym podobne sprawy, żeby nie tracić energii. Z tego samego powodu nie będę latała po szerokości trasy jak szalona próbując ominąć innych zawodników, co zwykle robię zawsze, kiedy to przez pierwsze kaemy szarżuję jak rozpędzony polonez.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dobra, żeby nie zanudzać. W niedzielę, 18 maja wszyscy wstają rano i przesyłają mi czarodziejskimi sztuczkami tajemne moce, które pozwolą mi wytrwać. Proszę oczywiście dmuchać we właściwą stronę, bo poinformuje jak się spisaliście! Ciao!</div>
sylwijahttp://www.blogger.com/profile/06774574686676081127noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-5219154128894711849.post-44805272419263545632014-05-04T08:34:00.001+02:002015-04-09T00:43:47.006+02:00II Półmaraton Grudziądz-Rulewo, czyli o tym, jak to się Sylwii zachciało pobiegać po górkach<div style="text-align: justify;">
Jadę do Grudziądza w piątek. Ogarnia mnie radosne oczekiwanie, ale też przede wszystkim stres. Jadąc przez okoliczne miejscowości widzę piękny krajobraz. Jest wieczór, ja wgapiona w okno chłonę wzniesienia terenu porośnięte lasami albo rzepakiem. Zaraz... Wzniesienia terenu? Czuję jak serce przyspiesza, a ja zdaję sobie sprawę, że nie umiem biegać w takim terenie. Bo musicie wiedzieć, że większość podbiegów w mazowieckim nie umywa się do tych, które przyszło mi pokonywać w kujawsko-pomorskim. Podbiegi na treningach w tym sezonie zrobiłam raz na Falenicy (i nie chciałam tam więcej biegać :D) i raz treningowo, kiedy to po trudach znalazłam podbieg liczący 200m. Czad, nie? Tyle z mojego romansu z górkami. Jadę tu po życiówkę, a ogarnia mnie przerażenie. Ja i górki. Heheszki.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nocowałam u <a href="http://zdrowoiwesolo.blogspot.com/">Pauliny</a> (znajomi w całej Polsce, to lubię!), za co mega dziękuję! Bo wiecie jak to jest. Zaczynacie gadać o starcie, o tym, że będą podbiegi, że na końcu jest najgorzej. Ale nie tłamsisz tego w głowie, tylko wyrzucasz z siebie, zero stresu wieczorem, mnóstwo gadania i zielona herbata. Takie wieczory uwielbiam ;)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po śniadaniu, jeszcze w piżamach siedzimy i znów gadamy. O tym, że Paulina jest pacemakerem (zazdroooo!) na 2:15, o pogodzie. No właśnie. O 8 rano termometr pokazał 9 stopni w cieniu. Ideolo. Tak to ja mogę biegać! Wieje, co widzę przez okno. Tym razem nie mogę przeczekać wiatru albo iść biegać po Kabackim. Rada nie rada, muszę się z nim zmierzyć. Słońce świeci, postanawiam więc przywdziać krótkie spodenki i bluzkę na ramiączka. Patrząc na ten strój przypomina mi się nieszczęsny start na półmaratonie warszawskim - biegłam w takiej samej koszulce. Przeklinam siebie w myślach, że musiałam sobie przypomnieć o tych nieszczęsnych zawodach.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pierwszy raz w życiu założyłam sobie opaskę na rękę z międzyczasami. Taką, coby złamać 1:40. Ambitnie podeszłam do swojej nowej życiówki, a jak ;)</div>
<div style="text-align: justify;">
Już na miejscu startu, po odebraniu pakietu startowego (dzień wcześniej za późno przyjechałam) robimy rozgrzewkę, oddajemy rzeczy do depozytu. A, tutaj muszę napisać, ze świetny pomysł z depozytem. Był on w autobusach, które później jechały na metę, żeby zawodnicy mogli je tam odebrać. Gwoli ścisłości, nie był to bieg po mieście, tylko z miasta do miasta, śladami Bronka Malinowskiego. Pierwszy raz miałam okazję w takim startować. Fajna sprawa!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjLG-sNZYTzsg3xfjmlruJJVWsyFU0CqBjhfRkVcNyTSDcuSonku1vywHbSbPsC0IMuxEQFsdo3GxXPXNt2Jgdb7XkNOpK4bTWmuKxO3ZKhG9WvEJI6g1gDyNWyU2f1IaV9insTz_bIwTI/s1600/myyy.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjLG-sNZYTzsg3xfjmlruJJVWsyFU0CqBjhfRkVcNyTSDcuSonku1vywHbSbPsC0IMuxEQFsdo3GxXPXNt2Jgdb7XkNOpK4bTWmuKxO3ZKhG9WvEJI6g1gDyNWyU2f1IaV9insTz_bIwTI/s1600/myyy.jpg" height="320" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Startujemy! Niesie mnie! Tempo 4:08, przerażona zwalniam, chyba oszalałam. Pierwszy km 4:30 na zegarku. Prrr, szalona! To nie start na dychę! Pamiętaj o podbiegach! Dalej mnie niesie, bez problemów utrzymuję tempo w okolicach 4:40. Biegnę, przybijam piątki z kibicami, jestem gwiazdą! No jestem gwiazdą i świecę mocno do 10km, kiedy to zabija mnie szybko i skutecznie drugi podbieg. Do 10 km miałam w zapasie 20 sekund, żeby złamać 1:40. Niestety, im bardziej było do góry, tym moje tempo gorsze. Wściekła, sfrustrowana, biorę podbiegi mocno, ale na nic to. Zapas mi się skończył na 12km. Do 15 mam jeszcze nadzieję na odrobienie straconych minut, ale jest ciągle coraz wyżej. Dodatkowo na otwartej przestrzeni wiatr wieje w twarz tak mocno, że nie wiem czy walczę z trasą, czy z nim. Nie umiem biegać pod górkę ani z górki. Mam wręcz wrażenie, że na zbiegach męczę się jeszcze bardziej. Wiem już, że nie dam rady wyciągnąć nic poniżej 1:40. 1:40 też przestaje być realne. Kurde no. Tak dobrze żarło :(</div>
<div style="text-align: justify;">
Chcę przetrwać ten katorżniczy bieg i nie dać się zmiażdżyć podbiegom. Od 18 km mam tak wysokie tętno, że przeraziłabym się pewnie gdybym miała pulsometr. Dyszę jak stara lokomotywa. Walczę o każdy oddech i o każdy metr. Od 18 km zaczęło się już tylko do góry. Chwilami po płaskim, jakiś mocniejszy zbieg (ała) i znów do góry. Tętno mam chyba zgonowe, co ja robię na trasie?! Zastanawiam się nawet co by było, gdybym na 3 sekundy przeszła do marszu. No way mała. Nie przejdziesz do marszu nawet na sekundę. Po prostu się już potem nie poderwiesz. Gnaj! Znaczy człap! Może za sto lat ujrzysz metę! A jak do marszu przejdziesz to ambulans jadący na końcu będzie musiał Cię zgarnąć. Dlaczego ten półmaraton nie trwał do 15 km? Byłoby czadersko. I ominęlibyśmy największe podbiegi. Dla mnie, dziewczyny z Mazowsza, biegającej po płaskim Kabackim i płaskiej Puławskiej to był hardcore. Istne piekiełko dla łydek. Od 19 ludzie zaczynają przechodzić do marszu. Nie róbcie tego! Drę się do nich, żeby biegli, że już niedaleko! Jeden pan podrywa się, biegnie. Potem pan z przodu, który od 16 km non stop się odwracał (szkoda energii!!) odwraca się do mnie i pyta czy to mój pierwszy półmaraton. Sapię i dyszę, tak, że mam ochotę potwierdzić. Odkrzykuję jednak, że nie, piąty! Coś tam pan próbuje jeszcze zagadywać, ale ja odburkuję tylko. Taka jestem niekulturalna. Ale chcę te resztki sił zachować, żeby na metę nie wpaść na kolanach.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ostatnia prosta, znaczy ostatnie kręte podbiegi i widzę ten wielki napis META na dmuchanej bramie. Jeszcze tylko trochę do góry, trochę po płaskim! Nawet udaje mi się przyspieszyć na tym kawalątku płaskiego i wyprzedzić odwracającego się pana. <b>Z czasem 1:42:54 wpadam na metę. </b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgoiH2EfXMBHw7Cl1HuNp9K5mCyPfAkzNz2yZQm7hNTwJS7yRRCEBbrLdYfP9lRA2veBILnmLhEFU4by-U_HPExPnLmIjE6JBb3yiUX8_vEgdJp0eAY_v8OIqNzAszk4V_OiC0tHR4AGbM/s1600/kwiecie%C5%84.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgoiH2EfXMBHw7Cl1HuNp9K5mCyPfAkzNz2yZQm7hNTwJS7yRRCEBbrLdYfP9lRA2veBILnmLhEFU4by-U_HPExPnLmIjE6JBb3yiUX8_vEgdJp0eAY_v8OIqNzAszk4V_OiC0tHR4AGbM/s1600/kwiecie%C5%84.png" height="286" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Życiówka Sylwia. Udało się. Po to tu przyjechałaś! Po tę życiówkę. Cieszę się! Cieszę się, ale czuje ten niedosyt. Moje ego jest średnio dopieszczone, chciało więcej. Przecież tak dobrze żarło, ech... Chyba jest dobrze. Wiem co muszę poprawić, że te podbiegi mnie stłamsiły. Wiem już, że to jest mój słaby punkt. Będę trenować, promise!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ach, w Grudziądzu czekały na mnie zaszczyty, a jakże!</div>
<div style="text-align: justify;">
Ku swemu ogromnemu zdziwieniu <b>zajmuję II miejsce w kategorii K20!</b> Kiedy w Pionkach na Grand Prix stawałam na podium ostatni raz w kategorii K16 stwierdziłam, że to pewnie mój ostatni raz na pudle, bo w K20 większa konkurencja ;)</div>
<div style="text-align: justify;">
A jednak! Podbiłam Grudziądz, wygrałam bon na zakupy i mnóstwo kosmetyków. Zaprosili mnie na imprezę za rok nawet. Jak potrenuję górki to przybędę, promise!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgvp4dJ-yQKbUT_mKSHEQI207G-j-4K1pDz9pKJlaMcuzKvV4nn8IResqRq6Dtdwl-hVsbvoV3846KAaFiLnuTt3WEPmC-dsEQM3KKLmEp9-B6fGU7BUPXnPsbfjSnwtJncMaIoFO5n94I/s1600/zaszczyty.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgvp4dJ-yQKbUT_mKSHEQI207G-j-4K1pDz9pKJlaMcuzKvV4nn8IResqRq6Dtdwl-hVsbvoV3846KAaFiLnuTt3WEPmC-dsEQM3KKLmEp9-B6fGU7BUPXnPsbfjSnwtJncMaIoFO5n94I/s1600/zaszczyty.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgu523hjCs_8NA3ouDVc97QgycFUBBLDsYfnbbKuq4V8lII3ACasUdDu3Uo2irAE1ju2m-POvLLlUtRcnrpMFEzjNe7gwduKpP0PENVfOhkz8olUkAPEWRz6yx4FiKiBy6uCoxB4Bt67to/s1600/medal.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgu523hjCs_8NA3ouDVc97QgycFUBBLDsYfnbbKuq4V8lII3ACasUdDu3Uo2irAE1ju2m-POvLLlUtRcnrpMFEzjNe7gwduKpP0PENVfOhkz8olUkAPEWRz6yx4FiKiBy6uCoxB4Bt67to/s1600/medal.jpg" height="320" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjjrN2iKZzzS9MHCUL03lRhyphenhyphenSL40LHyqbilMHnj13KgSG8CKptDk2gCf52cW6E1SIDgfE2WthVu20wnRnp7fdgWbvSv3TvTQmcJpY16oO-Kc-tKUF5r6INYM886byzf0tXB0LLp-blE0fA/s1600/0888.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjjrN2iKZzzS9MHCUL03lRhyphenhyphenSL40LHyqbilMHnj13KgSG8CKptDk2gCf52cW6E1SIDgfE2WthVu20wnRnp7fdgWbvSv3TvTQmcJpY16oO-Kc-tKUF5r6INYM886byzf0tXB0LLp-blE0fA/s1600/0888.jpg" height="298" width="400" /></a></div>
sylwijahttp://www.blogger.com/profile/06774574686676081127noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-5219154128894711849.post-44029793066184725302014-04-30T22:41:00.000+02:002015-04-09T00:43:16.703+02:00podsumowanie kwietnia<div style="text-align: justify;">
Kwiecień, miesiąc przedmaratonowy, intensywny w treningi. Oj działo się! Naprawdę kwiecień przebiegłam na totalnym flow i ciągle mi było mało. Mimo pierwszych od kilku dobrych lat przeziębień, kwitnięcia/pylenia wszystkiego, co się dało, kwiecień był cudownym miesiącem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wiem, że to zasługa dobrze przebieganej zimy - człapanie w śniegu, zamieciach i wszystkich innych urokach zimy ma swoje dobre strony. O, i właśnie w kwietniu się one objawiły. Pyknęłam 332 km (czad czad!). Poprawiłam też (nieoficjalnie, ale jednak, teraz tylko na zawodach trzeba klasę pokazać) życiówki na 5, 10 i półmaraton. O i na jeden kilometr też, na Coopera, na 3 km. No zestaw cały, maratonu tylko brakuje, ale start już za kilkanaście dni, jest szansa! ;) To, że poprawię czas jest więcej niż pewne, plany ambitne, przygotowanie dobre. Nic, tylko biec po to co mi się należy i tak właśnie zamierzam startować w Cracovii :)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgbWNMfE7MD2X0Jgbw4nKzkJmJ0mpoovSrjoieaG__y5q-fuykr8uPmi1j7b_FxYim-yzhFSlOfa8pt4WonJ4AU8FlTIM5lmIGFJLAqyDtPq4gPNbymOMX8o9h_uJFd1KuwK_yqueeQUPM/s1600/kwiecie%C5%84.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgbWNMfE7MD2X0Jgbw4nKzkJmJ0mpoovSrjoieaG__y5q-fuykr8uPmi1j7b_FxYim-yzhFSlOfa8pt4WonJ4AU8FlTIM5lmIGFJLAqyDtPq4gPNbymOMX8o9h_uJFd1KuwK_yqueeQUPM/s1600/kwiecie%C5%84.png" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjAS3G2PHqc7edQeimwxmqXE2pfH_yddw61Z7XVEHw6dyTB61mcTq6iNwi4bzR2PzduCnu0oQOlkkFi8oemICRTXk42ZXmI9Jn1YKswFI6jCNU65dJc9cWGTwas6vwHKIOCmZQZm1Xvg4M/s1600/kwiecie%C5%84.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjAS3G2PHqc7edQeimwxmqXE2pfH_yddw61Z7XVEHw6dyTB61mcTq6iNwi4bzR2PzduCnu0oQOlkkFi8oemICRTXk42ZXmI9Jn1YKswFI6jCNU65dJc9cWGTwas6vwHKIOCmZQZm1Xvg4M/s1600/kwiecie%C5%84.png" height="257" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
W kwietniu przeżyłam odnowienie mojej miłości do biegania. Zakochałam się na nowo, tak jak to ludzie mają w zwyczaju czynić wiosną w stosunku do drugiego człowieka. Wiecie, takie miłosne bum, fascynacja i cała reszta. Moje uczucia popłynęły w stronę biegania, bo w zimę treningi klepałam sobie, tylko po to, żeby coś robić. Było trochę endorfin, mnóstwo buntu głowy przed wystawieniem czubka nosa poza mieszkanie. Było jak było. Przebiegałam zimę, za co teraz mam ochotę się ucałować (no nie da się, chyba, że sobie jakąś część ciała ucałuję. Nogę może?), bo biega mi się nieziemsko (odpukać, nie zapeszać) i z ogromną miłością, czyli tak, jak powinno być zawsze. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Najważniejsze treningi w kwietniu to:</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjlGya6iPpLP4-QWMMr7r82PADihnvA2cEtrR6A6IBEr-Z3jVntr2j3w4-DHwjokycSCBUNvn6bmJ0PvbRLQs__CP06itfm4kd6fmXnSEWRPwUJA7nATy4yHtS1oESflg82U3bQlt3duY/s1600/kwiecie%C5%84.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjlGya6iPpLP4-QWMMr7r82PADihnvA2cEtrR6A6IBEr-Z3jVntr2j3w4-DHwjokycSCBUNvn6bmJ0PvbRLQs__CP06itfm4kd6fmXnSEWRPwUJA7nATy4yHtS1oESflg82U3bQlt3duY/s1600/kwiecie%C5%84.png" height="391" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">6 kwietnia</td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizqxyRlxTNWcZGAn4hN0_J04zlcccChoMq-NaxBnAq0ys8FO4eSfGuoTEf9IoHqO3NHSXxYJjnQ78O7c66dbmvXEYssxG4om6EJM-q5H9MPmq3mJXuHfrP3-aBMuV5aboAh5dH73sVndE/s1600/kwiecie%C5%84.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizqxyRlxTNWcZGAn4hN0_J04zlcccChoMq-NaxBnAq0ys8FO4eSfGuoTEf9IoHqO3NHSXxYJjnQ78O7c66dbmvXEYssxG4om6EJM-q5H9MPmq3mJXuHfrP3-aBMuV5aboAh5dH73sVndE/s1600/kwiecie%C5%84.png" height="400" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">17 kwietnia</td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
*Rower jest na Endo zaznaczony tylko dlatego, że na Święta pojechałam do domu i tam odpaliłam mojego dwukołowca, pogromcę szos i tak dalej. A że "trening" (rekreacyjnie i z ogromnej tęsknoty) na zegarku się zapisał, to wrzuciłam. Co prawda całkiem ładna sumka tych kilometrów wyszła, jak na te kilka dni, w dodatku pierwszy raz rower w tym roku! </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
** Tam, gdzie jest kilka biegnących ludków na screen'ie, to znaczy, że biegałam zakresy/rytmy/podbiegi (niepotrzebne skreślić), np wtorek 9 kwietnia to: rozgrzewka, 8x1000m BC2, schłodzenie.</div>
sylwijahttp://www.blogger.com/profile/06774574686676081127noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-5219154128894711849.post-86218364240829923292014-04-26T20:12:00.000+02:002015-04-09T00:42:59.593+02:00deszczowe bieganie<div style="text-align: justify;">
Leje. Leje i nie przestaje. I nie zapowiada się, żeby lać przestało.</div>
<div style="text-align: justify;">
Może wieczorem? Może po południu? No kiedy to bieganie, przecież leje...</div>
<div style="text-align: justify;">
Leje dalej.</div>
<div style="text-align: justify;">
Może wcale nie iść? Gdzie ja potem te buty wysuszę... Przeziębię się, półmaraton za tydzień...</div>
<div style="text-align: justify;">
I można tak bez końca wymyślać. Macie tak?</div>
<div style="text-align: justify;">
Stojąc i gapiąc się w okno obmyślam strategię. Zwykle wygląda ona tak: pada, ale widzisz blok na przeciwko. Czyli zobaczysz co masz na zegarku. Możesz biec. A jak zawody wypadną w deszczu, to co? Przecież nie powiesz, że nie biegniesz, nie? Trzeba testować się w różnych warunkach. W dodatku. Czym jest deszcz przy -12 stopniach w zimę? Nie zastanawiaj się, bo najcięższy jest zawsze pierwszy krok. Kiedy będziesz już mokry(a), to bez różnicy, czy pada czy nie. I te miny ludzi w autach! Bezcenne!</div>
<div style="text-align: justify;">
I w takich oto warunkach wykręcone 12 km, z czego druga połowa w średnim tempie 4:20min/km! Jest moc!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQd65eAIq8JxBXU4ImbZc7khTmlEaRgumgoXIVs61c9V8osvMg-jYDRGnbVOyS3e_bLDFwNKUUhCoHZAs4VJyBT5n59sXul92PoVJCAVs7SZHJZdEXH63R5NAokcfIQtykip95Qn_n4sM/s1600/IMG_6856.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQd65eAIq8JxBXU4ImbZc7khTmlEaRgumgoXIVs61c9V8osvMg-jYDRGnbVOyS3e_bLDFwNKUUhCoHZAs4VJyBT5n59sXul92PoVJCAVs7SZHJZdEXH63R5NAokcfIQtykip95Qn_n4sM/s1600/IMG_6856.JPG" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
o tak padało. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
sylwijahttp://www.blogger.com/profile/06774574686676081127noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-5219154128894711849.post-5809149089420988152014-04-25T16:19:00.000+02:002015-04-09T00:43:32.998+02:00pierwsze koty za płoty <div style="text-align: justify;">
Śniadaniowiec śniadaniowcem i o bieganiu dużo tam, oj dużo. A gdyby tak... o bieganiu wyłącznie, osobno, tak serio całkiem? Bez zakłócania słów zdjęciem śniadania? To się może udać. Ten, kto czytał <a href="http://truskawkowymuss.blogspot.com/" target="">truskawkowego</a>, to zna mnie od biegowej strony, wie jak biegam, na co mnie stać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Najgorsze, co może być to kolejny blog o bieganiu, nie? Tyle się tego przewija, że oczopląsu dostać można. Ale co mi tam, raz się żyje.</div>
<div style="text-align: justify;">
A więc o czym blog? O pasji, o dobrym jedzeniu, o ciuchach do biegania trochę, o sprzęcie, startach, o mnie samej. Wyjdzie wszystko w trakcie, zapraszam!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
sylwijahttp://www.blogger.com/profile/06774574686676081127noreply@blogger.com2