środa, 30 kwietnia 2014

podsumowanie kwietnia

Kwiecień, miesiąc przedmaratonowy, intensywny w treningi. Oj działo się! Naprawdę kwiecień przebiegłam na totalnym flow i ciągle mi było mało. Mimo pierwszych od kilku dobrych lat przeziębień, kwitnięcia/pylenia wszystkiego, co się dało, kwiecień był cudownym miesiącem.
Wiem, że to zasługa dobrze przebieganej zimy - człapanie w śniegu, zamieciach i wszystkich innych urokach zimy ma swoje dobre strony. O, i właśnie w kwietniu się one objawiły. Pyknęłam 332 km (czad czad!). Poprawiłam też (nieoficjalnie, ale jednak, teraz tylko na zawodach trzeba klasę pokazać) życiówki na 5, 10 i półmaraton. O i na jeden kilometr też, na Coopera, na 3 km. No zestaw cały, maratonu tylko brakuje, ale start już za kilkanaście dni, jest szansa! ;) To, że poprawię czas jest więcej niż pewne, plany ambitne, przygotowanie dobre. Nic, tylko biec po to co mi się należy i tak właśnie zamierzam startować w Cracovii :)






W kwietniu przeżyłam odnowienie mojej miłości do biegania. Zakochałam się na nowo, tak jak to ludzie mają w zwyczaju czynić wiosną w stosunku do drugiego człowieka. Wiecie, takie miłosne bum, fascynacja i cała reszta. Moje uczucia popłynęły w stronę biegania, bo w zimę treningi klepałam sobie, tylko po to, żeby coś robić. Było trochę endorfin, mnóstwo buntu głowy przed wystawieniem czubka nosa poza mieszkanie. Było jak było. Przebiegałam zimę, za co teraz mam ochotę się ucałować (no nie da się, chyba, że sobie jakąś część ciała ucałuję. Nogę może?), bo biega mi się nieziemsko (odpukać, nie zapeszać) i z ogromną miłością, czyli tak, jak powinno być zawsze. 


Najważniejsze treningi w kwietniu to:
6 kwietnia


17 kwietnia




*Rower jest na Endo zaznaczony tylko dlatego, że na Święta pojechałam do domu i tam odpaliłam mojego dwukołowca, pogromcę szos i tak dalej. A że "trening" (rekreacyjnie i z ogromnej tęsknoty) na zegarku się zapisał, to wrzuciłam. Co prawda całkiem ładna sumka tych kilometrów wyszła, jak na te kilka dni, w dodatku pierwszy raz rower w tym roku! 

** Tam, gdzie  jest kilka biegnących ludków na screen'ie, to znaczy, że  biegałam zakresy/rytmy/podbiegi (niepotrzebne skreślić), np wtorek 9 kwietnia to: rozgrzewka, 8x1000m BC2, schłodzenie.

sobota, 26 kwietnia 2014

deszczowe bieganie

Leje. Leje i nie przestaje. I nie zapowiada się, żeby lać przestało.
Może wieczorem? Może po południu? No kiedy to bieganie, przecież leje...
Leje dalej.
Może wcale nie iść? Gdzie ja potem te buty wysuszę... Przeziębię się, półmaraton za tydzień...
I można tak bez końca wymyślać. Macie tak?
Stojąc i gapiąc się w okno obmyślam strategię. Zwykle wygląda ona tak: pada, ale widzisz blok na przeciwko. Czyli zobaczysz co masz na zegarku. Możesz biec. A jak zawody wypadną w deszczu, to co? Przecież nie powiesz, że nie biegniesz, nie? Trzeba testować się w różnych warunkach. W dodatku. Czym jest deszcz przy -12 stopniach w zimę? Nie zastanawiaj się, bo najcięższy jest zawsze pierwszy krok. Kiedy będziesz już mokry(a), to bez różnicy, czy pada czy nie. I te miny ludzi w autach! Bezcenne!
I w takich oto warunkach wykręcone 12 km, z czego druga połowa w średnim tempie 4:20min/km! Jest moc!


o tak padało. 

piątek, 25 kwietnia 2014

pierwsze koty za płoty

Śniadaniowiec śniadaniowcem i o bieganiu dużo tam, oj dużo. A gdyby tak... o bieganiu wyłącznie, osobno, tak serio całkiem? Bez zakłócania słów zdjęciem śniadania? To się może udać. Ten, kto czytał truskawkowego, to zna mnie od biegowej strony, wie jak biegam, na co mnie stać.
Najgorsze, co może być to kolejny blog o bieganiu, nie? Tyle się tego przewija, że oczopląsu dostać można. Ale co mi tam, raz się żyje.
A więc o czym blog? O pasji, o dobrym jedzeniu, o ciuchach do biegania trochę, o sprzęcie, startach,  o mnie samej. Wyjdzie wszystko w trakcie, zapraszam!