poniedziałek, 2 czerwca 2014

podsumowanie maja

Kto by pomyślał, że maj minie mi tak ekspresowo, że już po moim starcie w królewskim dystansie w Krakowie, że poza nim, bieganie było jedynie tłem (chlip chlip) mojego napiętego do granic możliwości grafiku.

A jednak. W maju przebiegłam AŻ *muzyczka z horroru* 103 km mniej niż w kwietniu . Pod uwagę biorę oczywiście fakt, że dużo odpoczywałam przed i po maratonie. Po 18 maja było po prostu free run, czyli bardzo luźno, swobodnie, bez napinki. Mam wrażenie, że szybko wróciłam do 'swojego' tempa po maratonie.  Ja się cieszę, inni krzyczą, że nie umiem odpoczywać. Ja kocham odpoczywać! Uwielbiam leniwe dni, uwierzcie! ;) Ale po prostu brakowało mi takiego tempa, tego troszkę mocniejszego bicia serca i szybszego powrotu do domu, żeby... odpoczywać właśnie. No leń ze mnie jak się patrzy!


Konkrety proszę państwa: 229 km w nogach w maju. Słabizna, cienizna przy tych 332 w kwietniu! I tak mi się podoba. Zrobiłam dwie nowe oficjalne (żeby nie było!) życiówki. W Grudziądzu poprawiłam się na dystansie półmaratonu wykręcając mało zawrotne, ale naprawdę wywalczone 1:42:54 (oficjalne. Na endo mam 30 sekund szybciej). Oj, czuję niedosyt!
No i pamiętny 18 maja, kiedy to pomknęłam 42,195 km w czasie 3:39:12 (rozpływam się do tej pory, zróbcie mi coś).



Plany na czerwiec? Biegać! Better, faster, harder, stronger! Jak zwykle czyli. Starty dwa, jeden w półmaratonie, drugi na dychę. Tego na dychę się boję, nie wiem czy jeszcze pamiętam jak się taki dystans na zawodach kręci. Ostatni raz pobiegłam dziesięć kaemów w listopadzie w Biegu Niepodległości (47 min z hakiem, szału nie ma).

Treningi będą trochę inne, trochę krótsze, trochę bardziej pod dychę, z którą to chcę ostatecznie rozprawić się 26 lipca w Biegu Powstania Warszawskiego.
Nie wiem totalnie co myśleć - z jednej strony ta dycha, z drugiej czyhający we wrześniu maraton we Wrocławiu. Dwa zupełnie różne dystanse i dwa zupełnie różne plany treningowe. #corobić #jakżyć
 W miarę jedzenia apetyt rośnie, chcę lepszy czas. Ach, jaka szkoda, że o te nowe życiówki jest coraz trudniej! Kładę to jednak na barki rozwoju osobistego i tego, że ja ma zawsze ogromny apetyt... ;)


Sylwia i ściana chwały

1 komentarz:

  1. Sciana godna chwały!
    Widzę, że pniesz się w swojej pasji do góry w szybkim tempie, Oby kolejne biegi, były kolejnymi rekordami ;)

    OdpowiedzUsuń